Dziewczyny, jak to jest u Was z tym światem marzeń i snów? Pozwalacie sobie na staroświeckie marzenia, czy nowocześnie wyznaczacie cele? Przed snem bujacie w obłokach czy skreślacie punkty z check listy?
Ostatnio sporo uwagi poświęciłam temu tematowi, pora roku sprzyja, wolne od pracy też. Zastanawiałam się, co chciałabym osiągnąć jeszcze w tym roku, co przed 30-stką, która nadejdzie wraz z kolejnym latem, a co w ogóle chciałabym realizować na co dzień. Na początku wpadłam w pułapkę, bo zaczęłam tworzyć listę 30 zadań, które chcę zrealizować przed najbliższymi urodzinami. Miałam się ścigać ze sobą i z czasem. Pojawiły się Malediwy (na urlopie bezpłatnym, serio? ;-), przetwory na zimę, chęć pojawienia się w magazynie wnętrzarskim, działania i tworzenia.. Miałam czytać jedną mądrą książkę w miesiącu, zapuścić włosy, regularnie biegać i wyrzeźbić kaloryfer na brzuchu. A to przecież tylko kilka punktów. Zorientowałam się jednak, że taka taktyka donikąd mnie nie zaprowadzi. Od kilku tygodni mam wolne, a jeszcze nie zdążyłam się ponudzić, szczelnie wypełniłam kalendarz. Narzucanie sobie reżimu to chyba nie najlepsze lekarstwo na stres i przemęczenie. Zatem, jeszcze zanim zaczęłam działać, obrałam cel pierwszy - zwolnić. Bo skoro brak mi tchu nawet wtedy, gdy nie spędzam całych dni w szklanym domu, to znaczy, że przyczyna tkwi we mnie. Niezależnie od warunków potrafię wrzucić sobie za dużo na barki albo, wstyd się przyznać, trwonić czas. Nuda jest dobra, ale lenistwo i głupoty już nie. Zatem zwolnić obroty i mądrze wybierać. Nie sprzątać, kiedy jeszcze nie jest brudno, nie rozglądać się za nową włóczką, jeśli nie skończyłam jeszcze aktualnej poduchy, nie lecieć do warzywniaka, gdy brakuje mi jednego składnika, a improwizować. Skupić się na tym, co ważne i potrzebne, co konstruktywne i miłe. W każdym kontekście.
Nie chcę marazmu, potrzebuję bodźców, żeby działać. Najważniejszy kierunek? Znaleźć równowagę między życiem prywatnym i zawodowym. Pracuję teraz nad tym intensywnie. Muszę stworzyć dla siebie nowy świat, a jeśli się nie uda, znaleźć sposób, by radzić sobie w tym poprzednim. Ale gonitwie oraz zmęczonej-smutnej Agnieszce mówię wyraźne "NIE". Widzę, jak dobrze mi się żyje teraz, jak każdego dnia zwiększa się moja świadomość, rosną pokłady cierpliwości i empatia. Zadbałam o moich domowników, teraz pora poświęcić więcej czasu i uwagi pozostałym najbliższym. Gotuję dla przyjemności, moja rodzina zdrowo się odżywia, na kuchennym blacie piętrzą się słoiki z przetworami. Baardzo powoli wkracza w nasze progi duch slow life. Gdzie mogę, jeżdżę rowerem lub spaceruję. Staram się żyć świadomie. Więc mam moje trzy cele, priorytety na dziś i na zawsze: zwolnić tempo, odnaleźć równowagę, dbać o bliskich.
Pozostałe myśli, oprócz oczywistych oczywistości, na które mam tylko pośredni wpływ (czyt. zdrowie swoje i najbliższych), to już takie drobnostki, też ważne, bo z nich składa się życie, bo one składają się na mój nastrój i samopoczucie, bo one pomagają budować mi codzienność, późniejsze wspomnienia. Całkiem poważnie chciałabym napisać, zilustrować i wydać bajkę dla mojej córki. Nawet, gdyby to miał być jeden jedyny egzemplarz na świecie. Chciałabym bajecznie udekorować dom na najbliższe święta Bożego Narodzenia, tak, żeby to wspomnienie na zawsze pozostało w Ankowej pamięci. Chciałabym coś zaprojektować i wyprodukować, coś własnego, pięknego, co będzie cieszyć innych. I bardziej przyziemnie - naprawdę często biegać, zadbać o moje ciało, przygotować je na długie życie, by zawsze dzielnie mi służyło, a w międzyczasie cieszyło oko. Chciałabym mieć długie, piękne włosy i jak najczęściej pomalowane na czerwono paznokcie. Chciałabym zrobić porządek w mojej szafie i tak ją wyposażyć, by jej zawartość była spójna i wiernie odzwierciedlała moje JA. Przy tym chciałabym być taką kobietą z fajerwerkami, mamą i żoną, o której myśli się z dumą, taką, co to w obcasach i w sukience, ale i w dresie jest fajna, co to szyje, dzierga i czaruje. Takie tam.
Marzenia? Domek na wsi, z drewna lub z kamienia. Lub wprost przeciwnie - stara willa w spokojnej dzielnicy miasta, najlepiej taka z wykuszami i wieżyczkami. Podróże - jakiekolwiek. I te w Bieszczady czy na Warmię, i te egzotyczne, Malediwy, Hawaje cz Tajlandia. Biorę wszystko :-) Podróże w czasie. Bardzo, ale to bardzo chciałabym odwiedzić Anię z Zielonego Wzgórza. Wiem, smarkate to marzenie, ale co poradzić. Chciałabym zobaczyć ten dawny świat.
Tymczasem wracam do szydełka i pokazuję Wam, co zmajstrowałam ostatnio. Wykorzystałam robótki, którym daleko było do doskonałości i ozdobiłam nimi nudną już poduchę. Ściskam ciepło! :-)