
Kolejne zlecenie home stagingowe za mną, przede mną następne dwa. Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się tak szybko. Wydaje mi się, że jeszcze przed chwilą byłam więźniem korporacji, a teraz mam bardzo elastyczne zajęcie, moim miejscem pracy są śląskie nieruchomości, prywatna kanapa w osobistej kuchni i sklepy z wyposażeniem wnętrz. Uwielbiam to zajęcie, świetnie się dogaduję z klientami, jak dotąd wszyscy są chętni do współpracy i zadowoleni z wyników. Piszę o tym, bo gdybym nie doświadczała tej historii na własnym przykładzie, nie uwierzyłabym w tak szczęśliwy bieg wydarzeń, taką zmianę w życiu. Cały czas stawiam pierwsze kroki, uczę się i rozwijam każdego dnia, powoli przymierzam się do zakładania własnej działalności i funkcjonowania nie tylko pod szyldem agencji. Jestem pełna energii oraz wiary w to, że mi się uda. Dodatkowo w ekspresowym tempie nauczyłam się wychodzić poza utarte schematy, bo przecież nie mogę każdej nieruchomości dekorować na własną modłę. Przez moje mieszkanie przewija się teraz sporo akcesoriów, robię zakupy w imieniu klientów, niektóre dekoracje kupuję na czas sesji zdjęciowej i potem zwracam do sklepu. Dzięki temu zaspokajam swoją potrzebę zakupów i zmian, otwieram się na nowe, bo wiadomo, znoszę do domu sporo rzeczy nie z mojej bajki, no i przymierzę sobie tę czy tamtą poduchę w sypialni..;-)
W ten sposób nieśmiało zaprosiłam do kuchni czerń. Już jakiś czas temu zużyłyśmy z Anką resztki farby tablicowej i stare ikeowskie ramki zamieniłyśmy w tablice. Oprócz nich mam też czarne podkładki na stole, bo przypadkiem zorientowałam się, że nie zawsze muszę go przykrywać pastelowym obrusem. Czerń dobrze prezentuje się na błyszczącym, czerwonym blacie i wprowadza element zaskoczenia, bo w moim domu jest wyborem nieoczywistym.



Spojrzałam dziś też czułym wzrokiem na przedpokój. Bardzo go lubię, podoba mi się biel w połączeniu z fuksją, różowo-czerwone lampy, lustro w pałacowej ramie. Chyba nie miałam jeszcze okazji Wam pokazać "korony", którą mu ostatnimi czasy sprezentowałam. Ta korona to fragment mojego niedoszłego obrazu 3D, czyli sztuczny kwiat z zeszłorocznego Ankowego balu przymocowany do ramki na zdjęcia. W przedpokoju brakuje mi jeszcze jakichś pojemników, które pomieściłyby drobiazgi typu szaliki czy czapki, przydałoby się sensowne rozwiązanie do przechowywania parasoli, ale to, co mi się od dłuższej chwili marzy, to dość kontrowersyjny kaprys. Poluję mianowicie na niewielkiego krasnala ogrodowego. Najlepiej w spiczastej czapce. Chcę potraktować go farbą, najprawdopodobniej intensywnie żółtą, i postawić tuż obok szafki na buty. Będzie wiosna, a co! :-)


Jednak zmiany w kuchni i przedpokoju to nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się w salonie. Zdjęcia, które dziś załączam, pokazują ostatnie podrygi tejże aranżacji. Aktualnie już żaden mebel nie stoi na swoim miejscu, wszystko dziś poprzestawialiśmy i powiem Wam, że choć projekt jest jeszcze niedokończony, czuję, że to strzał w dziesiątkę. Od samego początku miałam poczucie, że coś z salonem jest nie tak i od niedawna wiem, że chodzi tu o układ mebli. Ten kominek w rogu, w dodatku przy samym wejściu, jest mocno problematyczny. Ciężko zagospodarować ten kąt, nie blokując jednocześnie pozostałej części pokoju. Na razie nic nowego nie pokazuję, bo czeka nas jeszcze trochę pracy, kreatywnego myślenia i zakupów, ale spokojna głowa.. pochwalę się, gdy będzie czym :-)

Mój nowy kierunek to delikatny odwrót od pasteli. Oczywiście za bardzo je lubię, by z nich rezygnować, ale chcę, by były tylko dodatkiem, a nie zasadniczą treścią. Dziury po nich będę łatać różnymi nitkami, ale z pewnością z domieszką damsko-męskiego boho ;-)