11.10.2013

Nie sądziłam, że ten tydzień minie tak szybko. Czy wasze życie też zaczyna się w piątek i kończy w niedzielny wieczór? To smutne i trochę żałosne, ale nie ogarniam tego roboczego szaleństwa. I mimo wszelkich starań, często w tygodniu brakuje mi czasu i sił na prawdziwe życie. Stale sobie powtarzam, że pora to zmienić, ale prawdę mówiąc nie wiem, jak się za to zabrać. Nie mam jednak zamiaru narzekać - jest weekend i będzie miło :-)
Zdradzę Wam, że wyprawa do Bytomia zakończyła się sukcesem! Upolowałam kilka uroczych drobiazgów - postaram się w najbliższym czasie je pokazać. To, czego na pewno nie udało mi się uchwycić, to klimat targowiska. Śląska gwara, płynące z magnetofonów szlagiery, obwoźny bar kawowy i zapach kiełbasy z grilla. Do tego mozaika ludzkich sylwetek - od wytrawnych znawców-kolekcjonerów, po zwykłych zbieraczy.
Handluje się, czym się da - można kupić zarówno zabytkową porcelanę, jak i niedrogie rękodzieło oraz zupełnie zniszczone przedmioty codziennego użytku. Jeśli dobrze wytężyć wzrok, można upolować coś naprawdę pięknego - trzeba jednak przedrzeć się chyba przez setki handlarzy i stertę zwykłych gratów. A gdy się komuś poszczęści, można nabyć wyjątkowy okaz w naprawdę niskiej cenie - sprzedający czasem sami nie wiedzą, jakie cacka mają. Myślę, że warto poświęcić pół dnia, w przerwie zjeść precla i zapić go kawą cappuccino z plastikowego kubka, i oglądać, i chłonąć, i stać się częścią tego zjawiska, być tak blisko ludzi, dotknąć setek przedmiotów, posłuchać historii, potargować się, uśmiechnąć, po prostu się zatopić. Lubię dotykać zwykłego życia, uwielbiam taki klimat, tęsknię za nim na co dzień, bo moja codzienność staje się coraz bardziej wirtualna, a żywy kontakt z człowiekiem - rzadkością.
Staram się łapać takie prawdziwe chwile, kiedy tylko się da. Ostatnio wspólnie z mężem zaczęliśmy celebrować posiłki z naszą córką i zdarzyło nam się kilka razy zjeść z nią kolację przy świecach. Kto powiedział, że z dzieckiem nie można? Ania była zachwycona :-) A od kilku dni mój ukochany przebywa w delegacji, więc wieczory z Anią mamy tylko dla siebie. Wyciągamy wtedy porcelanowe filiżanki, popijamy herbatę i podjadamy przepyszny miód przywieziony z Pereł - przypomina nam smak wakacji. To są takie okruchy, malutkie wycinki, a tak bym chciała, by było ich więcej..
Dziś nie ma zdjęć - ważnych chwil było tak mało, że nawet nie myślałam o wyciąganiu aparatu. Idę zdmuchnąć kurz z szydełka i obiecuję wkrótce wrócić.
Miłego wieczoru :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz