20.06.2014

Żegnajcie szklane domy


Od jesieni w szufladzie mojego biurka leży podpisany wniosek o urlop bezpłatny.
Za 6 tygodni rozpoczynam nowe życie. Zapomnę na chwilę o targetach i deadline'ach, w niepamięć pójdą statystyki, tabele i niespełnione oczekiwania. Zapomnę o korkach aglomeracji śląskiej i obiedzie, który przez trzy dni czeka na swoje pięć minut. Przez chwilę pobędę tylko prywatnym wcieleniem.
Generalnie odpoczywam od sierpnia, w połowie miesiąca muszę się pokazać na kilka dni, a potem nie ma mnie aż do końca roku. Jak to się stało? Przecież jestem wdzięczna korporacji za to, że przygarnęła mnie na ostatnich 6 lat, dając stabilne zatrudnienie, godziwe wynagrodzenie, mnóstwo doświadczeń, których nic innego nie zastąpi. Niesamowicie się rozwinęłam, wyciągnęłam wiele wniosków, które zmieniły zarówno moje zawodowe, jak i prywatne życie. Poznałam fantastycznych ludzi, pokonałam kilka swoich słabości, podszlifowałam angielski, zaspokoiłam materialne zachcianki i spełniłam kilka pięknych marzeń. Było kilka epizodów, dzięki którym otarłam się o życie w moim mniemaniu luksusowe. Dzięki tej pracy nie muszę się martwić o troski życia codziennego. Dzięki awansom przekonałam się, jak wygląda świat po drugiej stronie mocy. Poznałam smak satysfakcji zawodowej, mogę brać udział w podejmowaniu decyzji kluczowych dla firmy, na co dzień rozmawiać z ludźmi z całego świata, dawać pracę, rozdawać nagrody, namawiać do działania. Przy okazji poznałam też smutek matki, której nie ma w domu, gdy dziecko choruje. Zmęczenie, gdy kolejny wieczór spędzam z laptopem. Frustrację, gdy nie jestem w stanie dostarczyć wyników na czas.
To wszystko razem sprawiło, że muszę sobie zrobić przerwę.  Żeby była jasność - nikt mnie do tzw. robienia kariery nie zmuszał, sama zgodziłam się na wyścig po korporacyjnej drabinie i zdaję sobie sprawę z tego, że kierownicze stanowisko inaczej wyglądać nie może. Ale przyznacie, że fakt, iż musiałam wpisać sobie do służbowego kalendarza przypominacz p.t. "Koniec pracy - idź do domu", jest swego rodzaju przesadą? Od dawna budzi się we mnie uczucie, które każe mi tęsknić za powolnym życiem, zapachem kawy o poranku, odbieraniem Anki z przedszkola o 15:00, czasem dla najbliższych nie tylko od święta. Marzę o tym, by choć przez chwilę się nie spieszyć, nie odliczać, nie patrzeć, jak uciekają mi szanse. Nie musieć rozumieć globalnych celów i oczywistych faktów. Jestem ogromnie wdzięczna losowi, mężowi i mojej rodzinie za wsparcie oraz zrozumienie dla mojej decyzji, dla moich wakacji od życia. Wyśpię się, zrobię zapasy na straganach, zamknę lato w słoikach. Szydełkiem namaluję, co mi w duszy gra. Przeczytam stos książek, pójdę na kurs szycia, znajdę i pokoloruję magiczną starą szafę.
A świat niechaj na mnie poczeka..

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Taki właśnie jest plan - odpocząć i pożyć :-) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo lubię czytać Twoje "opowiadania" :))Gratuluje podjęcia tak ważnej i na pewno trudnej decyzji i życzę Ci osiągnięcia wszystkich zamierzonych celów i wyzwań i dużo, dużo czasu na odpoczynek, którego mimo "bycia" w domu też jest nie najwięcej (coś o tym wiem bo też jestem w tej chwili mamą i żona na etacie domowym). Pozdrawiam Kasia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło :-) decyzja ważna i odważna, ale byłam już w takim momencie, w którym innej opcji po prostu nie widziałam. Od września Anka będzie znowu maszerować do przedszkola, więc na pewno będę miała sporo przestrzeni dla siebie. Będę relacjonować :-) Pozdrawiam i życzę jak najwięcej radosnych i lekkich chwil na etacie domowym - w pojedynkę i w komplecie :-)

      Usuń
  3. Gratuluję decyzji - to jest coś! Życzę odpoczynku oraz przyjemności z bycia w domu i twórczego działania:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! Będę zdawać relację. Na razie działam na najwyższych obrotach, ale jeszcze chwila, jeszcze moment.. :-) Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń