10.05.2015

Chcieć mniej


Z dnia na dzień coraz bardziej przekonuję się o tym, że nie sztuką jest nieustanne podnoszenie sobie poprzeczki, wydłużanie listy marzeń czy celów, skreślanie punktów z listy i dopisywanie nowych. Teoretycznie żyjemy w czasach i w rzeczywistości, w których nie ma rzeczy niemożliwych. Sky is the limit. Można paść na twarz, próbując dogonić swoje marzenia lub sąsiada z góry. Krew nas zaleje, nie starczy tchu, nerwy wysiądą, gdy zbyt dosłownie potraktujemy słowa, by żyć pełnią życia. Nie mówię, że mamy pozbyć się marzeń i gnić na kanapie, ale wydaje mi się, że jestem dość świadomym człowiekiem, a mimo to dość często łapię się na tzw. niedosycie. Często wydaje mi się, że tylko poziom wyżej będę szczęśliwa, że łono natury lepiej by smakowało, gdybym miała swój domek na wsi, że wolny wieczór byłby milszy, gdyby był dłuższy, a spacer bardziej udany, gdyby słońce mocniej świeciło. Celowo przejaskrawiam, ale wiecie, o czym mówię? A gdyby tak wypisać się z tego chcenia bardziej? Zacznijmy chociaż od moich zawodowych poczynań.. gdy mówię, że zrezygnowałam z etatu tylko po to, by przekuć pasję w zawód i mieć więcej czasu dla rodziny, niektórzy ludzie patrzą na mnie zdumieni. Oczywiście rozumiem, że jestem w uprzywilejowanej pozycji, bo nie każdy może sobie na to pozwolić, ale na tę pozycję sami ze Ślubnym sobie zapracowaliśmy. Mam pełną świadomość, że będąc na swoim, nigdy nie dogonię dawnych korporacyjnych zarobków i nie będę podejmować decyzji o międzynarodowym zasięgu, ale też nie taki był cel moich życiowych rewolucji. Dlaczego moją wartość miałaby określać pensja i stanowisko? A uwierzcie mi, że nieraz muszę tłumaczyć zdziwionym, że wystarcza mi taka "mało ważna" praca. Że cieszę się, że nie mam już spotkań na wysokim szczeblu, że mogę chodzić do pracy w kolorowych spódnicach i czerwonych paznokciach. Że z klientami rozmawiam o doniczkach, dzieciach i przepisie na szarlotkę. Tak właśnie miało być.
By więcej nie trwonić czasu i pieniędzy, staram się lepiej i mocniej wykorzystywać to, co już mam. Co zostało mi dane. Nie chcę ciągle gonić króliczka. Staram się już nie robić listy filmów do obejrzenia, bo wiem, że i tak na wszystkie nie starczy mi czasu. Mam silną świadomość tego, że jestem tu tylko na chwilę i bardzo, ale to bardzo nie chciałabym się na końcu swojej ziemskiej przygody obudzić z przekonaniem, że przegapiłam swoje życie, czekając na nie wiadomo co. Fajnie jest mieć marzenia, planować zmiany, czekać na niespodzianki losu, ale jeszcze lepiej jest to robić z poczuciem, że dzisiaj, że tu i teraz jest najważniejsze. Nie jest to łatwe, nie stałam się minimalistką ani w duchowym, ani w materialnym wymiarze. Wciąż sporo mnie kosztuje hamowanie apetytu, nie wybieganie zbyt daleko w przyszłość, nie szukanie dziury w całym. Mogłabym się zamęczać myślami, że wciąż nie jestem samodzielna finansowo, że pod koniec lata minie rok, odkąd pożegnałam się z poważną pracą, a tu wciąż brak spektakularnych efektów. Jest tyle miejsc, których nie zobaczę, tyle projektów DIY, na które braknie czasu lub umiejętności, tyle opcji, z których nie skorzystam, bo akurat maluję kredą po chodniku lub robię welon ze starej firanki. Zawodowo sporo jeszcze chcę osiągnąć, chcę zdobyć większy zasięg i mieć klientów, którzy pragną pracować akurat ze mną. Chcę być niezależna finansowo. To są realne i ważne dla mnie cele, wiem, że w dłuższej perspektywie, bez ich realizacji, utracę swój spokój. Moja poprzeczka zawisła dokładnie w połowie drogi między byciem leniem patentowanym a człowiekiem o przerośniętych ambicjach i wiecznie niezaspokojonym apetycie. I dobrze mi z tym :-)

A co w moim wnętrzarskim świecie? Wciąż przyświeca mi idea, by osiągać jak najlepszy efekt przy jak najmniejszym budżecie. I tak na przykład bezkosztowo zamieniłam zwykłe doniczki na kolorowe puszki po herbacie - Ślubny poszedł w miasto, zagadał z Panią Kelnerką, i przyniósł zdobycz do domu. Były oczywiście bytomskie starocie, na których zdobyłam kolejnych kilka deserowych talerzy.  Po dwóch latach zbierania mogę wreszcie powiedzieć, że mam komplet. Kilkanaście talerzyków, z których każdy ma swoją historię. I żadnego nie da się kupić w sklepie. Zdobyłam też baniak na wino w pięknym zielonym kolorze. Jest ozdobą samą w sobie.




Namiętnie znoszę do domu gałązki bzu. Na szczęście nie muszę zrywać ich po ciemku na osiedlu, bo kilka krzaków rośnie w ogródku przed naszą kamienicą. Niedługo wybieramy się na tyską giełdę po sadzonki, może odważę się i pokażę Wam potem mój kawałek ogrodu? Niby nic specjalnego, za furtką ruchliwa ulica, za płotem już wieżowiec, ale zawsze to kawałek ziemi. Postanowiłam, że w tym sezonie poświęcę mu trochę więcej uwagi. 



Jest jeszcze jedna nowość. Anka dorobiła się  dywanu, dzięki któremu rano nie staje bosą stopą na deskach i nie siedzi na gołej podłodze, gdy bawi się domkiem dla lalek. Kupiłam go w nowo otwartym sklepie w Gliwicach "English Home". To turecka marka, która tworzy produkty stylizowane na angielskie. Z racji otwarcia mieli wszystkie produkty przecenione o 50%, więc zapłaciłam bardzo rozsądną cenę. I ten dywan jest pięknym zaprzeczeniem mojego odwrotu od pasteli ;-) 



I na prośbę jednej z Czytelniczek pokazuję z bliska moje kuchenne plakaty. Można zaprojektować je za darmo na tej stronie i wydrukować na domowej drukarce. Pozdrawiam słonecznie! :-) 

24 komentarze:

  1. Ja też uwielbiam bzy... jeszcze nie wszystkie się otworzyły, ale za jakiś czas pewnie też ich zniosę do domu :)
    a Ankowy dywan - marzenie, idealnie pasuje do pokoju!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Ciebie bzy jeszcze się nie otworzyły, a u mnie powoli przekwitają.. znów będę cały rok na nie czekać :-) Pozdrawiam cieplutko! :-)

      Usuń
  2. Ja się cieszę, że zastąpiłaś pracę zawodową przynoszącą wątpliwą przyjemność na pasję :)
    PS Lecę zrobić plakaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się bardzo cieszę :-) Teraz tylko muszę się w pełni skoncentrować na to, żeby z tej pasji była praca z prawdziwego zdarzenia. Pochwal się, jak już zrobisz plakaty :-)

      Usuń
  3. uwielbiam to twoje mieszkanie, jest takie pozytywne, ale jednocześnie nie przeładowane i nie przesadzone :) plakaty to coś pięknego. musze odwiedzić tę stronkę koniecznie. dywan absolutnie idealnie się wpasował w pokoju Ani.

    a co do przemyśleń życiowych - ja też sie ucze Bycia w Teraz, odpuszczania i płynięcia z nurtem życia :)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, życia w Tu i Teraz trzeba się nauczyć, niby każdy to wie, niby prawda oczywista, a tak ciężko wdrożyć to w życie. Trzymam kciuki za Ciebie :-)) I bardzo dziękuję za miłe słowa. A plakaty faktycznie są świetne, można stworzyć wiele różnych wersji. @Pliszko - jeszcze raz dziękujemy za link! :-)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. Cudowne zdjęcia , cudowne mieszkanie.Agnieszko ja jestem z Bytomia, i co miesiąc bywam na targu staroci na szombierkach. Też mam stamtąd parę łupów, kocham tam szperać a dosłownie taki sam baniaczek też posiadam, tylko że dostałam go akurat od wujka, pozdrawiam http://thirdfloorno7.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, ujawnia się coraz więcej blogerek ze Śląska - miło mi! :-))) Może się za którymś razem spotkamy na starociach :-) Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie! :-)))

      Usuń
  5. Masz rację, można paść na twarz próbując dogonić marzenia. Można tez paść na twarz próbując dogonić cudze oczekiwania.
    Dlatego cudownie, że wiesz, czego chcesz i dążysz do tego, ale nie za wszelką cenę. I że umiesz się cieszyć z tego, co masz, co już sobie wypracowałaś i zdrowo patrzeć na swoje cele.
    A u mnie kilka słów o tym, z czego ja się niesamowicie cieszę i której to radości właśnie Ty jesteś przyczyną :))
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję Ci za te cuda, które mi przysłałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jest więcej osób, które czują i myślą podobnie. Dzięki temu nie czuję się jak wariatka ;-)
      Bardzo się cieszę, że drobiazgi dotarły całe i zdrowe - lecę do Ciebie pooglądać, jak prezentują się na nowym terenie :-)) Uściski! :-)

      Usuń
  6. Najtrudniej zidentyfikować, czy pragnienie jest własne, czy cudze. Zawsze pytam samą siebie, czy naprawdę, ale to naprawdę potrzebuję danej rzeczy i często odpowiedź brzmi- nie. Nie muszę mieć czegoś, co mają inni, nie muszę robić tego co inni, robię co uważam, co lubię i na tym się skupiam. Ostatnio myślałam o bieganiu dla zdrowia, u nas wszyscy biegają, ale to nie dla mnie, wolę chodzić, zdecydowanie mnie to odpręża. Zainwestowałam w kije i chodzę i wietrzę głowę i płuc nie wypluwam przy okazji. Pozdrawiam wiosennie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%. Dla mnie to też najtrudniejsza sztuka, wsłuchać się w siebie na tyle głęboko, by usłyszeć, skąd dane pragnienie pochodzi.. Świetnie, że Tobie się udało. Miłego maszerowania z kijami! :-)) Uściski!

      Usuń
  7. Zapomniałam napisać, że dywan idealny, a o baniaku marzę od dawna:)

    OdpowiedzUsuń
  8. no właśnie, właśnie. wciąż gonić marzenia, ale z drugiej strony nie przesadzać, jak zwykle złoty środek. Też łapię się czasem na tym, że chcę więcej i więcej, ale czasem rozsądek mówi: "STOP! - najpierw naciesz się tym, co masz". Piękne puszki, a dywanik - boooooski wprost

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złoty środek - to lekarstwo na niemal wszystkie nasze rozterki :-) Dobrze, że potrafimy się zatrzymać i posłuchać głosu rozsądku. Fajnie upiększać sobie życie, ale ta piękna sceneria (czy to akcesoria, podróże czy pyszne śniadanie), to tylko dodatek do najważniejszej treści. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Aga masz rację w 100%. Życie to kwestia wyborów. Czasem lepszych, mądrzejszych a czasem niestety można się zagubić. Ja nie twierdzę, że mam idealne życie, łapię się na tym, że szukam zmian, że nie mogę w sobie wielu rzeczy pogodzić. Czasem ma to dobry wpływ na to co się wokół mnie dzieje i we mnie również, czasem destrukcyjny. No babska huśtawka:)
    Tak czy siak Aga zapraszam do zerknięcia, bo wreszcie otwarłam TEN sklepik:) To chyba spełnianie wewnętrznych marzeń, bo z wizją zarobkową to jest to lekko na bakier:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rrrrany! :-) Cudownie, że to zrobiłaś - pędzę oglądać! :-))) Z całej siły trzymam za Ciebie kciuki! :-))) Uściski!

      Usuń
  10. trafiłaś w sedno z tym pędem..

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakiś czas temu tu trafiłem, ostatnio czytałem jak próbowałaś organizacji przyjęć, nie wyszło, przepisy, wymogi itp., dziś znów zaglądnąłem, nadrobiłem to co napisałaś, pokazałaś, gęba mi tu się śmieje jaka szczęśliwa Ty teraz jesteś kobitka.Wcześniej też byłaś, za korporacyjnych czasów ale teraz bardziej, prawdziwiej, szczerzej, super sobie radzisz. To jak piszesz o Swojej córce, jakie rzeczy Cię teraz cieszą, Twoja nowa praca której coraz więcej a którą uwielbiasz, niesamowita sprawa, może uda mi się kiedyś czerpać taką radochę z życia, nawet nie taką, połowę takiej to już będzie git, dobra, jedną trzecią biorę w ciemno.
    Pozdrawiam i kciuki trzymam za całe to wasze szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach! :-) I dziękuję za tyle miłych słów. Faktycznie jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem i cieszę się, jeśli choć trochę mogę tym szczęściem zarażać :-) Wszystkiego dobrego!

      Usuń
  12. Fajna sprawa z tą pracą z pasji, też tak chce!!Cudowna kuchnia, marzę o tych szafkach z IKEiki.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie często łapie takie odczucie, że mam tyle do zrobienia a nie zdążę. Tyle bym chciała zobaczyć, przeczytać, podziałać w ręcznych pracach, poświęcić czas córeczce. A ciągle mnie prześladuje myśl, że nie zdążę. Właśnie robię tak, że spisuję filmy do obejrzenia, książki do przeczytania, przepisy do zrobienia, mnóstwo wzorów do przerobienia. A w rezultacie przecież nie wystarczyłoby mi życia na to wszystko. Więc po co to wszystko? Może pora przestać już to gromadzić...Bardzo piękny dywan, idealnie pasuje, ale przecież inaczej by się tam nie znalazł:) pokoik mi się nadal szalenie podoba. Jak z bajki:) Puszki zupełnie oryginalne, i że się te talerze tak udało uzbierać...plakaty pomysłowe...Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń