8.11.2013

Krok po kroczku, krok po kroczku...

Może to i wstyd się przyznać, ale podobnie jak supermarkety, zaraz po 1 listopada zaczynam myśleć o świętach. Plany mam zawsze ambitne, milion inspiracji z waszych blogów i tego na P., którego imienia na razie wspominać nie będę :-) I co roku wydaje mi się, że tym razem zdążę. W końcu to kawał czasu od Wszystkich Świętych do Bożego Narodzenia. Nie inaczej jest w tym roku. Pomysły się kotłują w głowie, a ja naiwna łudzę się, że choć połowę z nich uda się zrealizować. Zobaczymy. W chwilach opamiętania wracam na ziemię i strofuję samą siebie, że przecież nie o to w tych świętach chodzi. Święta to dla mnie element tradycji, rodzimego folkloru, okazji do refleksji, spotkań z bliskimi w miłych okolicznościach domowych i przyrody. I tak samo jak lubię dbać bliskich, tak dbam też o wspomniane okoliczności. Lubię, gdy jest ładnie, miło i przytulnie, gdy z dumą patrzę na przyjemne wnętrza i zgrabnie ubrany stół. Jestem też łasa na komplementy - miło mi, gdy goście dobrze się u nas czują i dają temu wyraz :-)
Od kilku lat ogarnia mnie tęsknota za bajecznie kolorową choinką. Nowoczesne czerwono-złote czy niebiesko-srebrne kreacje mnie nie zachwyciły. Ja mam w pamięci obraz choinki z dzieciństwa, kiedy to stroiło się ją na bogato. Każda bombka z innej bajki, a jednak razem komponowały się cudnie. Te pokraczne bałwanki o drucianych rączkach, i podłużne lizaki w papierku, włosy anielskie, bombki reflektorki.. i to właśnie za tymi prl-owskimi bombkami mi tak tęskno. Pech chciał, że w znanych mi pawlaczach i na zaprzyjaźnionych strychach już ich nie ma. Od dawna byłam zakochana w choince mojej cioci-babci, obecnie 93-letniej staruszki. Lecz zanim zdążyłam cioci powiedzieć, że jej choinka jest tą naj, ciocia zaniosła wszystkie ozdoby do pobliskiego przedszkola, bo była pewna, że nikomu już się nie przydadzą. Ostatnio zwierzyłam się z moich pragnień koleżance, która z szaf teściowej i swojej mamy wyczarowuje dla mnie prawdziwe cudeńka. Jak pech to pech - kilka dni wcześniej prl-owskie bombki teściowej powędrowały na śmietnik. Dlatego wszem i wobec ogłaszam, że chętnie przygarnę, kupię, dam coś w zamian za te prl-owskie perełki, reflektorki lub nie, za te kolorowe szklane bombki, w których mienią się wspomnienia mojego dzieciństwa.
A jutro skoro świt dam losowi szansę na bytomskich starociach. Trzymajcie proszę kciuki :-)

2 komentarze:

  1. Ja także mam w pamięci choinkę z mojego domu rodzinnego... Kolorową, świecącą i błyszczącą wszystkimi kolorami tęczy :) Szczególnie w pamięci mam pokraczne ludziki i aniołki z drucianymi łapkami :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, druciane aniołki to było coś! :-) moje miały jeszcze jakieś dziwne wdzianko na tych drucikach. Ciekawe, czy krążą jeszcze w przestrzeni. Ze mnie się śmieją i pytają, czy będę kłaść watę na gałązkach. Kto wie? :-)

    OdpowiedzUsuń