13.05.2015

Mieć mniej


Jak już wiecie, ostatnimi czasy dużo myślę o hamowaniu apetytu na szeroko rozumiane "więcej".  Zarówno w wymiarze emocjonalnym, jak i materialnym. Zbiega się to z kolejnymi zleceniami HS, kiedy to przygotowuję domy i mieszkania do sesji zdjęciowej i dni otwartych. I wielokrotnie słyszę od klientów, że tak przecież nikt nie mieszka. Bo kto ma rano czas układać te dwie poduszki ozdobne na łóżku? Kto składa narzutę lub koc na pół i przerzuca przez równo ułożoną pościel? Kto w łazience trzyma tylko ozdobny dozownik na mydło, dekoracyjne świece i ręczniki dobrane pod kolor? Kto ma niemal puste blaty w kuchni i pochowane zabawki w pokoju dziecięcym? Żeby nie zaogniać sytuacji, nie zawsze się przyznaję, że tak właśnie jest u mnie. Oczywiście nie zawsze, nie o każdej porze dnia i nocy, ale jednak panuje u mnie głównie ład i porządek. I tak było zarówno wtedy, gdy pracowałam na etacie, tak jest i teraz, gdy jestem wolna jak ptak. Tak było zanim zostałam mamą, i tak jest do dzisiaj. Nie piszę tego jednak po to, by Was irytować lub wpędzać w poczucie winy. Nie róbmy tutaj polowania na czarownice. Chcę tylko napisać, że tak się da i że wcale nie wymaga to wielkich nakładów czasowych. W czym rzecz? Ano w tym, by rzeczy mieć mało. Zwłaszcza tych znajdujących się na wierzchu. No i dobrze też nie mieć ich zbyt wielu poupychanych w szafach. Przecież te wszystkie rzeczy kosztują, a do tego zaprzątają nam myśli, utrudniają sprzątanie oraz poszukiwanie innych zagubionych przedmiotów. Myślicie, że urodziłam się z tą wiedzą? Co to, to nie. Wielu z nas wychowało się w domach, w których wszystko chowa się do szaf, piwnic i pawlaczy, bo jeszcze kiedyś się przyda. Pozostałość z poprzedniej epoki. 
Na widok ładnych bibelotów serce bije mi mocniej. Gdy widzę piękne aranżacje na blogach i Pintereście, mam ochotę odtwarzać je u siebie. Ale tylko przez chwilę. Bo, choć uważam, że czasem piękne ma pierwszeństwo nad praktycznym, to jednak trzeba słuchać głosu rozsądku. Trzeba zostawić sobie przestrzeń dla zwykłego życia. Trzeba pozwolić męskiemu pierwiastkowi czuć się w domu jak u siebie. Chcemy pięknych dekoracji? Niech to będzie mocny akcent na ścianie, fantazyjna lampa, kolorowy dywan, kwiat pod sufitem lub bajeczna zasłona. Niech kluczowe wyposażenie domu będzie piękne. Wtedy nie trzeba ustawiać dziesiątek dekoracji na stolikach, komódkach i szafeczkach. To wszystko oczywiście ładnie razem wygląda, ale moim zdaniem, w dłuższej perspektywie, męczy. Bo trzeba na to uważać, trzeba odkurzyć, a czasem trzeba spakować i przenieść do nowego domu. 
Nie ukrywam, że największy wpływ na moje podejście do dekoracji i generalnie gromadzenia przedmiotów w domu miał mój osobisty Pan Mąż. Nie wiem, czy można przykleić mu etykietę minimalisty, ale z całą pewnością jest on zwolennikiem wolnej przestrzeni i pustych powierzchni. Na wiele moich pomysłów się zgadza, ale blaty chce mieć puste. Chce bez problemu i bez obaw otwierać wszystkie drzwiczki, szafki i szuflady. I ja, jakiś czas temu, zaczęłam to doceniać i rozumieć. I myślę nawet o całym cyklu postów, jak i po co ograniczać ilość przedmiotów i dekoracji w domu. A jak jest u Was? Gromadzicie i ustawiacie, czy wolicie wolną przestrzeń? Pozdrawiam ciepło i niecierpliwie czekam na Wasze komentarze :-)

14 komentarzy:

  1. Podziwiam Cię :) ja ogólnie staram sie utrzymywać porządek, ale nie jest to łatwe ze względu na to, że zajmuję się szeroko pojętym rękodziełem :) no i ja jestem raczej chomikiem... szczególnie jeśli chodzi o rzeczy, które mi się później będą mogły przydać np. do zrobienia biżuterii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, artystyczna dusza... ;-) Ale faktycznie, jeśli w praktyce wykorzystujesz różne drobiazgi do tworzenia biżuterii, to nie ma co ich się za szybko pozbywać. Pozdrawiam! :-)

      Usuń
  2. Z tym jest różnie, trochę ustawiam, trochę chowam. Muszę panować nad sytuacją, z pewnością nie gromadzę, dosyć łatwo umiem się pozbyć czegoś niepotrzebnego. Jak trochę za dużo nazbieram, sortuję, porządkuję i robię wolne miejsce. Często jest tak, że jak coś dołożę, to coś innego wylatuje z domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I taka metoda chyba jest najlepsza :-) Ja długo miałam problem z tym, by określić, co tak naprawdę jest zbędne.. nie mówię, że całkiem panuję nad sytuacją, ale potrafię już rozstać się z pięknymi przedmiotami, na które już po prostu nie ma miejsca. Pozdrawiam ciepło! :-)

      Usuń
  3. Ja jestem bardzo rozdarta w tym temacie.... walczy we mnie i dusza minimalisty i chomika ;)))
    Na wierzchu nie lubię nadmiaru bibelotów, podoba mi się jak blaty są puste, mało przedmiotów tylko 1-2 punkty z dekoracją, które przyciągają wzrok. Ale uwielbiam przedmioty i szafki i półki mam zapchane na maxa. Uwielbiam skorupy wszelakie , świeczniki, świece , koce, itd, itp. Dekoracje wymieniam co jakiś czas i trzymam je w pudełkach i koszach w szafach.
    Powolutku uczę się pozbywać różnych przedmiotów, ale przychodzi mi to z wielkim trudem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że takie rozdarcie jest znane niejednej z nas :-) Doskonale rozumiem potrzebę wymieniania dekoracji, wiadomo, że nie eksponujemy wszystkiego naraz. Trzymam kciuki za wietrzenie szaf - wiosna to dobry moment :-)

      Usuń
  4. Ja wyrosłam w domu gdzie wszyscy wszystko zbierali i zawsze pod moim adresem były zarzuty ,że ja to bym tylko wszystko powyrzucała , a tak jest najprościej i oczywiście potem jak jest potrzebne to nie ma ;) w tej chwili staram się nie popadać w przesadę , owszem przetrzymuję niektóre rzeczy ale tylko takie codo których mam pewność ,ze je wykorzystam, sama sobie nakładam kaganiec na zakupy i od czasu do czasu robię wietrzenie szaf i pozbywam się zalegających szpargałów.No i od zawsze drażniły mnie zagracone przestrzenie , lubię jak jest przytulnie ale nie cierpię kiedy przytłaczają mnie "wychodzące ze ścian przedmioty" :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja najchętniej wszystko usunęłabym z pola widzenia a w szafkach miała schludny ład i porządek. Ale Mały Mysz i Pan Mysz są odmiennego zdania... Niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to zupełnie inaczej niż u mnie.. los bywa przewrotny ;-)

      Usuń
  6. Tworzenie takich dekoracji ma sens. Często ludziom należy podpowiedzieć, jak mogliby mieszkać i wtedy pojawia się eureka. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  7. niezwykle mądre słowa. mój mąż (pod względem przechowywania różnych rzeczy w domu jest zdecydowanie minimalistą, kiedy ja zastanawiam się, czy kupić kolejną piękną filiżankę/kubek/obrus, itp., on stwierdza, że mamy już w czym pić, co nakryć na stół, itp. - czyli - kupić, ale tylko wtedy, gdy się przyda, a nie będzie zupełnie pustą ozdobą zbierająca kurz. Oczywiście dochodzimy do kompromisów i zazwyczaj ja sama umiem się już opamiętać na etapie kupowania, ale jak coś szczególnie mieści się w moim planie o wizerunku mieszkania, to biorę i już :)

    Właśnie chyba tym wpisem zainspirowałaś mnie do zrobienia małego przeglądu w domu - to też przy okazji przemalowywania jednego z pokojów - przy wynoszeniu jego zawartości doszłam do wniosku, że dałoby się znacznie mniej i znacznie ładniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, jak Wam idzie malowanie :-) To zawsze dobry moment, by przejrzeć wszystkie szafy i zakamarki.
      Taki skrajny minimalizm w męskim wydaniu bywa ciężki do zaakceptowania, ale doskonale rozumiem logikę, która za tym stoi. Całe szczęście, że czasem udaje się panów przekonać, co? ;-) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. oj tak - czasami sobie odpuszczają, bo wiedzą, że jak kobiecie na czymś zależy, to nie ma zmiłuj się :)

      a po malowaniu już śladów nie ma - to znaczy jest - jeden i największy - błękit na ścianie. zadowolona jestem baaaardzo :)

      Usuń
  8. Oj, ja to , niestety... zbieram namiętnie. :)
    Ale trzymam się jednego : ładne na wierzchu, pożyteczne, ale niezbyt piękne schowane. W mojej łazience stoi 5 świeczników, ale kosmetyki w szafce.
    Bibelotów u mnie duuuuużo, mój mąż też uwielbia i chomikuje, co się da. Mimo tego, że jest wielkim facetem z tatuażami, to uwielbia starocie i bibeloty...tak wbrew stereotypom.
    Jest jeszcze takie wytłumaczenie, ze wszystko, nawet stary zawias może się w naszej pracy-pasji bardzo przydać.
    Więc zbieractwo nas pochłania. :) Ale ogarniamy to jakoś. Przynajmniej tak mi się wydaje.
    Jedyne, czego nie znoszę, to kolekcjonowanie "gadżetów " dla "mieć" i się chwalić. O , to stanowcze NIE.
    A może to tak z wiekiem, na starość się robimy tacy romantyczni, że nie potrafimy wyrzucić? :)
    U mnie w domu jest takie hasło: NICZEGO NIE WYRZUCAĆ! Co można przerobić, "zrecyklingować" i dać nowe piękne życie. :)
    Więc ja całkiem mam inaczej. Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń