21.06.2015

Ja też tak potrafię?

To może być moje wirtualne harakiri, ale po prostu muszę. Ten temat wierci mi dziurę w brzuchu i nie daje spokoju. Na każdym kroku zastanawiam się, o co w tym wszystkim chodzi, gdzie tu sens, gdzie logika, gdzie jakiś wyższy cel. W szerszym kontekście chodzi o te wszystkie blogi, Instagramy i Facebooki. W węższym, przy którym stoją dla mnie największe znaki zapytania, strzelane naokoło zdjęcia, słit focie, selfi, dzióbki, zdjęcia talerza, lakieru do paznokci i kawy z pianką, które sprawiają że nie koncentrujemy się na życiu, a na kadrowaniu i lajkowaniu. 


Oczywiście muszę tu bronić sama siebie. O ile wrzucanie tych zdjęć w bardziej rozbudowaną treść bloga ma dla mnie większe uzasadnienie (chociażby takie, że zdjęcie obrazuje czy uzupełnia tekst), to szczerze i mocno zastanawiam się nad ideą Instagrama. Od razu mówię, że nie krytykuję, nie rzucam kamieniem, po prostu próbuję zrozumieć. Próbuję, bo za chwilę będę potrzebowała najróżniejszych kanałów, by móc wyrażać i promować się zawodowo. Czując się jak Denver Ostatni Dinozaur, kilka tygodni temu założyłam sobie tam konto. Zrobiłam kilka testowych zdjęć, by zobaczyć, jak to w ogóle działa, jak się wyświetla, no i rzecz jasna by sprawdzić, jak to to obsłużyć. I powiem Wam szczerze, że robiąc zdjęcia kwiatów czy książki, oznaczając je enigmatycznymi hasztagami i wrzucając do sieci, czułam się dosłownie tak, jakbym wyrzucała papierek przez okno pędzącego samochodu. Bo co można dodać od siebie, jeśli sieć przyjęła już wszystko? Niby to samo można odnieść do bloga, ale tutaj pisanie jest moją pasją, w lepszy lub gorszy sposób wyrażam siebie, i choć może mój blog nie jest wybitny, przynajmniej się go nie wstydzę. Gorzej ze zdjęciami robionymi telefonem, bo żaden ze mnie fotograf profesjonalista, moje wyrwane z kontekstu kadry nie są ani artystyczne, ani nic mądrego nie niosą. Tak jak nikomu absolutnie nie odbieram prawa do wrzucania do sieci tego, na co ma ochotę, tak nie rozumiem, co się za tym trendem kryje. Obawiam się, że w dużej mierze chodzi o przeglądanie się w oczach innych, bo doprawdy co świat ma z tego, że zobaczy czyjeś nowe buty lub śniadanie? Łudzę się jednak, że może po prostu nie rozgryzłam jeszcze tej idei, że oprócz zdjęć grzywki, torebki i słit foci, Instagram zaoferuje mi ciekawe spojrzenie na świat przez obiektyw intrygujących ludzi. Możecie coś podpowiedzieć?
Biję się z tymi i podobnymi myślami od dawna, ale apogeum osiągnęłam na sopockiej plaży. Siedziałam ze Ślubnym i Anką na kocu. Morza szum, ptaków śpiew, bańki, latawiec i te sprawy. Sielanka. Relaks. Moment, w którym nic więcej od życia mi nie trzeba. Myślę sobie, że nawet nie będę wyciągać aparatu, bo nie chce mi się przerywać tego słodkiego nicnierobienia, tego kontemplowania rzeczywistości, podglądania Anki, obserwowania mew. To nic, że nie będę miała tego na zdjęciu, które mogłabym wziąć do ręki za 30 lat, że nie pokażę Ankowego latawca na blogu ani nie prześlę zdjęcia dziadkom. Po prostu: "Chwilo, trwaj!". Gdy mam wenę, fotografuję jak opętana, uwielbiam to robić, uwielbiam wybierać i wypełniać kadry, ale bez weny ani rusz. I coraz częściej decyduję się na rejestrowanie rzeczywistości tylko gołymi oczami, bo nie chce mi się kadrować, przesuwać bardziej w lewo, oglądać Ankowych popisów na scenie przez obiektyw. Trudno. Najwyżej nie będzie miała wzruszającego filmu, który będzie pokazywać własnym dzieciom. Ale przynajmniej ma mamę, która świadomie i uważnie się jej przygląda.
A wracając do sopockiej plaży.. Pojawiła się na niej pewna Azjatka z mężem i dwójką dzieci. Wszyscy piękni, modelowi, jak z obrazka. I wydaje mi się, że pani mama nie zamieniła z rodziną ani słowa. Przyglądałam się jej mniej więcej przez godzinę, i absolutnie za każdym razem robiła sobie selfi z kija (nie wiem, jak profesjonalnie nazywa się to narzędzie do robienia sobie zdjęć samemu), a to na tle morza, a to na piasku, a to z widokiem na molo. Gdy już jej się znudziło, zaczęła fotografować dzieci. A gdy odłożyła komórkę, wyjęła aparat, podała dzieciakom i zaczęła pozować razem z panem tatą. I jestem pewna, że na blogu, Facebooku czy właśnie Instagramie, będzie miała bajeczne zdjęcia z cudownych, rodzinnych wakacji. Będą je oglądać w dniu ślubu dziewczynek, może wkleją do pięknego albumu lub zrobią z nich kalendarz, będąc przekonani, że spędzili fantastyczne chwile na złocistej, polskiej plaży. Posypią się lajki i komentarze, i tylko nikt nie pomyśli, że to nie styl, a już stylizacja życia. Amen.

24 komentarze:

  1. mam to samo zdanie. opanowałam jako tako fanpage na fb, i tyle. instagram to dla mnie jakiś sztuczny i dziwny twór. mam co pięć sekund cykać fotkę, co robię i wrzucać do sieci? bez sensu... nie zamierzam tego posiadać i koniec. poza tym... wszystko niech ma swoje granice. nie muszę mieć piętnastu tys. obserwatorów, bo po co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. acha, a opowieść o rodzinie na plaży... jest przerażająco wręcz smutna... bo zobaczcie, czego te dzieci się uczą na przyszłość?! gdzie chłonięcie widoków - w pamięci, nie na fotkach, gdzie chłonięcie zapachów, smaków, dźwięków?! jak puste będą głowy tych dzieci, jak ubogie...

      Usuń
    2. Opowieść smutna i właściwie słów brak. Można jedynie wyciągnąć wnioski i samemu być bardziej uważnym. Co do Facebooka, to jeszcze się z nim nie oswoiłam, fanpage niby jest, ale nic tam się nie dzieje.. chyba mam problem z mediami społecznościowymi ;-) Ale w komentarzach poniżej dziewczyny napisały ciekawe rzeczy o Instagramie. Więc chyba jest tak, jak ze wszystkim, że znajdziemy tam i wartościowe, i totalnie bezużyteczne rzeczy. Uściski! :-)

      Usuń
  2. Nie wiem, komu bardziej współczuje... tej mamie... jej mężowi... czy tym biednym dzieciom bawiącym się samotnie na plaży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie odpowiem na Twoje pytania, bo ja też nie rozumiem tego zjawiska... mnie nawet na fb nie ma i nie odczuwam jakoś bardzo jego braku. Tak zupełnie intuicyjnie sądzę, że samo poczucie, że ktoś, skądeś, hipotetycznie, może rzucić okiem na moje - nie wiem - kwiatki, buty czy inne kiełbaski z grilla i pomyśleć, że może były dobre już w jakiś sposób dowartościowuje wrzucającego zdjęcie. Nadaje mu wyższą rangę i stabilniejsze miejsce w galopującej rzeczywistości. Jak to komuś dobrze robi...
    A Denver fajny był... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Instagram jest ekstra :) i nie trzeba tam wrzucać "papierków". Dla mnie jest ogromnąInspiracją, dziennikiem codzienności, no i super fajne dziewczyny tam siedzą ;) Mam tam znacznie cieplejsze kontakty, niż na fb. I czasem wrzucam kilka zdjęć dziennie, a czasem nic przez kilka dni. To nie obowiązek przecież.

    OdpowiedzUsuń
  5. P.s. I mam tam podłączonych tak wspaniałych fotografów i fotografki, że naprawdę z wielką przyjemnością oglądam swoją "ścianę". Samo piękno pokazywane przez wrażliwych ludzi. Ze znikoma ilością slitfoci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za ten komentarz i zupełnie inny punkt widzenia! :-)) Tego potrzebowałam. Aż wierzyć mi się nie chciało, że tak silne narzędzie może być wykorzystywane tylko do bzdurnych celów. Poszukam Ciebie i podpatrzę, kogo Ty tam obserwujesz. Może też się zainspiruję, coś zrozumiem i znajdę pomysł na siebie. Pozdrawiam ciepło! :-)

      Usuń
    2. Zapraszam :) Jestem tam jako "Joanna_w_kolorze" :))

      Usuń
  6. Myślę, że w żadnej dziedzinie nie można uogólniać.
    Konto na Instagramie składające się z samych ,,dzióbków,, , robionych w różnych miejscach i o różnych porach dnia, jest moim zdaniem po prostu śmieszne... a bywają i takie, niestety. I to bardzo często.
    Ale są też i naprawdę wspaniałe .
    Dla mnie piękne zdjęcia to najczystszy artyzm , coś, co podziwiam z zachwytem i ogromnym zainteresowaniem. Obserwuję na Instagramie konta, z których nie chce mi się dosłownie wychodzić, i oglądam zdjęcia wielokrotnie, wędrując od góry do dołu...
    Nie ma znaczenia w jakiej dziedzinie, czy to piękne makro owadów, czy kwiatów. czy jedzenie, czy biżuteria, makijaże, krajobrazy, czy wnętrza. Liczy się zdjęcie.... to jakby oglądanie albumu w wersji elektronicznej. Czasami oglądam zdjęcia i aż rozpływam się z zachwytu, marząc, że ja też bym tak chciała umieć ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agness, dziękuję za tę kontrę, dałaś mi do myślenia podobnie jak Joanna z komentarza powyżej. Okazuje się, że zbyt pochopnie wyciągnęłam wnioski. I lżej mi na duszy, gdy wiem, że świat nie śledzi samych dzióbków, a codzienność pokazaną przez kreatywnych i inspirujących ludzi. Jest nadzieja! :-)) Uściski! :-))

      Usuń
  7. Mam podobne przemyślenia, ale ja wychowałam się bez komputera i internetu, więc teraz jest to dla mnie tylko atrakcyjne narzędzie. Dla tych, co znają to od dziecka, jest to element życia. Jeśli o "cykanie" fotek chodzi, to zupełnie nie w moim stylu. Mało zdjęć robię, a komórką wcale. Po co mi tysiące zdjęć, jak nie będę miała czasu ich oglądać. Na instagram zaglądam i oglądam to, co warte jest oglądania. Pozdrawiam Cię serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrze mówisz. Też staram się nie krytykować (mam nadzieję, że mój wpis nie był formą ataku :-), tylko zrozumieć. Dzisiejsza młodzież nie zna świata bez komórki i internetu, nie zastanawiam się nawet, czy to dobrze, czy to źle.. to co dla nich jest naturalne i oczywiste, nas jeszcze zaskakuje, musi do siebie przekonać.. Ale naprawdę miło czytać, że instagram potrafi być inspiracją. Muszę go tylko rozgryźć :-) Uściski!

      Usuń
  8. No więc na początek Instagram - założyłam tam konto. Wciągnęło mnie. Wrzucam tam regularnie fotki swoich szydełkowców i przyznaję się z pokorą i bez bicia - uważam, że jest to targowisko próżności i trochę to poczucie u mnie zaspokaja. No bo przecież to strasznie miłe zobaczyć w ciągu 10 minut wiele polubień zdjęcia swoich wytworów. Ale swoich zdjęć tam nie wrzucam ;) Jeżeli zaś chodzi o fotografowanie siebie i swojej rodziny w różnych okolicznościach - unikam tego. Po pierwsze obydwoje z mężem nie lubimy ustawiania, uśmiechania się na zawołanie, pozowania... Nawet mieliśmy wielkie problemy z robieniem nam zdjęć na ślubie i weselu ;) Całe szczęście, że Pani fotograf była bardzo wyrozumiałą i utalentowaną osobą :) Mam podobnie jak Ty - czasami po prostu szkoda tracić pięknych chwil relaksu czy wytchnienia na bieganie z aparatem, wybieranie odpowiedniego tła, kadrowanie... Czasami po prostu lepiej piękną chwilę, nawet tą najkrótszą PRZEŻYĆ :) Na swoim prywatnym facebooku mam może ze 3-4 zdjęcia. Wszelkie wyjazdy nie są dla mnie pretekstem do przywiezienia z nich 1000 zdjęć. Ale zdjęcia rzeczy i swoich szydełkowych tworów uwielbiam robić :) Ale tak jak napisałaś - muszę mieć wenę - wtedy ogarnia mnie szaleństwo a aparat niemalże sam pstryka ;)
    Pozdrawiam
    Ewela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się ten koncept :-) I właśnie o to chodzi, by wykorzystywać nowoczesne narzędzia w taki sposób, w jaki my potrzebujemy, a nie podążać za tłumem i relacjonować każdy posiłek. Twoje prace są piękne, więc słusznie robisz, że posyłasz je dalej w świat :-) No... co do zdjęć z wakacji, to się nie wypowiadam, bo sama widziałaś, czym Was ostatnio na blogu zalałam :-)) Pozdrawiam ciepło :-)))

      Usuń
  9. ja to jestem tego zdania
    wszystko dla ludzi byleby z umiarem :-))))

    pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie wiem, co z tym instagramem;) Jestem taka analogowa, że takie nowości w ogóle do mnie nie przemawiają...I jedynie jest mi żal, że ulubione blogi zmieniają się w albumy na inście właśnie, że obrazy, choć piękne, zastępują też tekst i że są publikowane tam, gdzie ja raczej nie zaglądam. Pewnie przekonam się do niego, jak już będzie 100 innych nowszych, szybszych, lepszych sposobów na wyrażanie siebie:) Ale dla równowagi dodam tylko, że Joanna - Mama w Centrum i Minty House świetnie sobie w tej przestrzeni radzą:) Pozdrawiam i czekam na Twoje instagramowe szaleństwo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Analogowa! :-))) Mi też czasem przykro patrzeć, jak obraz zastępuje tekst, ale to się po prostu dzieje, tego nie zatrzymasz.. sama nie jestem bez winy i nieraz, gdy czasu mam mało, przeglądam blogi, zamiast je czytać. Więc takie obrazkowe podsumowanie nie jest złe, trzeba tylko zadbać o jakość obrazów, które puszczamy w obieg, i wcale nie myślę tu o parametrach technicznych ;-) Mamę w Centrum już podglądam, rzucę też okiem do Minty House :-) Nadal szukam pomysłu na siebie, a Ciebie ciepło pozdrawiam :-)

      Usuń
  11. Założyłam jakiś czas temu konto na instagramie, ale obserwuję tam zaledwie parę osób i w ogóle nie pamiętam żeby tam wchodzić. Ostatnio w Saturnie stałam z rozdziawioną gębą nad koszem z kijami do robienia selfie - chyba selfie stick to się nazywa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Selfie stick - piękna, polska nazwa ;-) Powiem Ci, że samo istnienie tego kija mi nie przeszkadza. Co więcej, faktycznie widzę dla niego zastosowanie. Raczej myślę tu o możliwości robienia sobie zdjęć we dwoje, gdy trzeciej osoby brak.. pewnie zauważyłaś, że pary najczęściej przywożą z wakacji a to zdjęcie jednego, a to drugiego, a rzadko pojawiają się wspólnie w kadrze :-) Ale to, co odstawiła pani na plaży, to już nieporozumienie..
      Pozdrawiam ciepło! :-)

      Usuń
  12. Dla mnie tego wszystkiego jest już zbyt dużo. Zwyczajnie brak czasu na zakładanie tylu kont i dbanie o to, aby na każdym coś umieszczać. Sam blog mnie niekiedy przerasta. Trudno mi nawet pojąć jak inni to wszystko ogarniają, jak nadążają z robieniem zdjęć, umieszczaniem, robieniem wpisów, komentarzy i wiele innych czynności w sieci. A przecież istnieje jeszcze dom, rodzina, pasje. Niekiedy, gdy o tym myślę, to zaczynam się zastanawiać po co to wszystko? I czy to ma sens? Czy nie tracimy zbyt wiele czasu w tym nierealnym świecie?

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla mnie liczy się linia środka. Żyjemy w czasach które dają nam dostęp do różnych rzeczy. Trzeba mieć to wyczucie, które podpowie - "zbyt w lewo, zbyt w prawo". Osądzanie, krytykowanie, chwalenie bez opamiętania - nie ma złotej recepty, środka, jest tylko linia środka której trzeba się trzymać - stosuję i się sprawdza. Nie skreślam, nie palę mostów, nie strugam ważniaka, ani klauna, nie zaprzyjaźniam się na "...ever", bo po co? Nic nie jest forever. Co do zdjęć na insta, czy FB hm, mam konto lubie fotografować, ale jak wspomniałem wcześniej ... bez przesady ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrze napisane. Linia środka, czyli tzw. umiar są najlepszą drogą z możliwych, w każdej dziedzinie życia. Nie rozumiałam IG, bo go nie znałam. To się zmieniło, już się lubimy, a ja się z nim powoli oswajam. Pozdrawiam ciepło! :-)

      Usuń