23.06.2015

Wychowawcze dylematy


Z okazji Dnia Ojca, i nie tylko, znów będzie filozoficznie. To chyba ta deszczowa aura tak mnie nastraja. Kilka dni temu powitaliśmy lato, pożegnaliśmy oficjalnie rok przedszkolny, i choć zajęcia nadal trwają,  z nauką mają już niewiele wspólnego. Był Ankowy występ baletowy w najprawdziwszym Gliwickim Teatrze Muzycznym, były popisy w przedszkolu, i plastyczny konkurs na pracę wakacyjną również. Z zaznaczeniem, że chodzi o pracę samodzielną dzieci. 


Anka o konkursie pamiętała, więc któregoś dnia wzięła kartkę, flamastry i swoją czteroletnią ręką wyczarowała nadmorski landszafcik. Żadnych udziwnień, żadnego łamania schematów.  Ot, piasek, słońce, woda i kilka muszelek. Na odwrocie złożyła autograf i zadowolona z siebie zaniosła pracę do przedszkola. Pomyślałam sobie, że mogłam ją zachęcić do wykorzystania różnych technik, mogłam zasugerować inny format pracy, niż klasyczny prostokąt kartki, ale po pierwsze, nie miałam zamiaru podcinać jej skrzydeł (w końcu była z siebie zadowolona), po drugie, wystarczająco dużo prowadzenia za rękę ma na zajęciach plastycznych w przedszkolu, a po trzecie i najważniejsze - praca samodzielna to praca samodzielna. Dla mnie zaczyna się już od pomysłu dziecka, a na własnoręcznym wykonaniu kończy.

Jakież było moje zdziwienie, gdy w dniu zakończenia roku ujrzałam w przedszkolu prace innych dzieci. A to plaża zamknięta w słoiku, stworzona z piasku, muszelek i małego parasola. A to brystol obsypany żwirkiem, piaskiem i drobnymi kamieniami - oczywiście na kształt plaży. I fale morskie wykonane z błyszczących łańcuchów choinkowych... Powiem Wam, że dysonans między pracą Ani a pozostałych dzieci był uderzający. Dopuszczam możliwość, że w Ankowej grupie jest kilkoro niezwykle utalentowanych plastycznie dzieciaków, ale żeby niemal wszystkie? Wiem, że Ania swoje uzdolnienia ma, ale prawdopodobnie, przy największych wysiłkach, nie stworzyłaby podobnej pracy wakacyjnej. Bo, po pierwsze, na pomysł plaży w słoiku pewnie by sama z siebie nie wpadła, a po drugie, ktoś musiałby jej pomóc to wszystko przygotować, poprzycinać, powyklejać i tak estetycznie wykończyć. 

Wczoraj wieczorem Anka sobie przypomniała, że konkursu nie wygrała, po czym pogrążyła się w smutku i rozpaczy, wylewając łzy w rękaw taty.Czy ktoś wie, jakie jest w tej sytuacji najlepsze wyjście? Zasada to w końcu zasada, jak praca samodzielna, to samodzielna. Ale może warto zastanowić się nad definicją samodzielności? Szczerze powiedziawszy uważam, że zarówno prace samodzielne, wykonywane sam na sam ze sobą, jak również te inspirowane pomysłami i wspierane talentami dorosłych, są równie ważne i rozwijające. Działając samodzielnie, dzieciaki mogą w pełni wyrazić siebie, bez skrępowania szukać nowych rozwiązań (niestety dorosłe umysły bywają zawiązane na supeł, wiem, co mówię, bo czasem też tak mam), a gdy praca dotyczy konkursu, mogą się nauczyć odpowiedzialności za własne osiągnięcia. Lub ich brak. Przekaz, choć czasem bolesny, jest prosty. Wygrana cieszy dużo bardziej, bo jest własna. A gdy wygranej brak, następnym razem trzeba się bardziej postarać. I już.

Z drugiej strony jestem zdania, że należy pokazywać dzieciakom różne furtki, wspierać je, prowadzić za rękę,  by w odpowiednim momencie ją puścić. Mnóstwo rzeczy robimy z Anką. Pamiętacie nasze malowanie obrazów? Albo przerabianie lampy? Było też wspólne malowanie ścian, nie mówiąc o ozdabianiu ciastek, pisanek czy domków z piernika (te ostatnie tutaj). Gdy trzeba, tłumaczymy Ance technikę, ale staramy się nie mówić jej, co i jak dokładnie ma robić. Plusem wspólnego działania jest to, że dzieciak obserwuje, naśladuje i też tak chce, dzięki czemu uczy się tworzenia harmonijnej kompozycji, dobierania kolorów, świadomego odczuwania estetyki. Zatem taka wspólna praca to dobra rzecz. I gdy doszłam do tych wszystkich wniosków, przypomniało mi się, że czasem przedszkole ogłasza też konkurs na wspólną pracę rodzica z dzieckiem. Chcę wierzyć w to, że właśnie do tej kategorii wpadł słoik :-)

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Prace plastyczne to tylko przykład, pytam o szerszy kontekst. Dajecie dzieciakom wolną rękę, pozwalając im na trudną lekcję samodzielnego zbierania sukcesów i porażek? Czy może angażujecie się i podpowiadacie, starając się czasem uprzedzić fakty i uchronić przed porażką? Zostawiam Was z tym pytaniem, życząc udanego Dnia Ojca :-) 

19 komentarzy:

  1. Od razu coś mi się przypomniało: kiedy moja córka była w drugiej klasie, szkoła zorganizowała konkurs plastyczny o tematyce baśniowej, dowolny bohater, dowolna technika itd. Jedna dziewczynka w tej klasie jest wyjątkowo uzdolniona plastycznie, kiedy rysuje coś spontanicznie na przerwie, w prezencie dla mojej córki, to mi potem oczy wychodzą z orbit i podziwiam godzinami. Niestety jej praca została wtedy odrzucona z powodu podejrzenia o wykonanie jej przez rodzica. Były łzy dziecka, prośby rodzica, tłumaczenia nauczyciela, że to rzeczywiście talent itd. Nie pomogło. Wygrała praca... wykonana ewidentnie przez rodzica, ponieważ wykonana w technice 3D, a na koniec posprejowana złotą farbą. Straciłam wtedy wiarę w jakąkolwiek konkursową sprawiedliwość. Teraz ta dziewczynka konkursy szkolne wygrywa, natomiast jeśli jej prace są wysyłane gdzieś poza szkołę, zawsze zostają zdyskwalifikowane, bo nikt nie wierzy, że mogą być wykonane przez dziecko. Przykre to strasznie i zastanawiam się, czy forma takich konkursów nie powinna być zmieniona. Można by powiedzmy wszystkich chętnych zebrać w jednej klasie i dać tylko przybory plastyczne, aby nie było potem żadnych wątpliwości. Gdyby wysyłano taką pracę potem na kolejny etap, nikt nie mógłby niczego zarzucić. No ale jest, jak jest i koleżanka mojej córki będzie musiała jeszcze sporo poczekać, aż jej talent zostanie rzeczywiście sprawiedliwie oceniony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam jeszcze - na przykładzie tego konkretnego konkursu udało mi się świetnie wytłumaczyć córce, że wygrana wcale czasem nie musi zależeć od umiejętności i starań, ale od czyjejś subiektywnej oceny. Dlatego do konkursów, które nie opierają się na wiedzy, ale na "wrażeniach" podchodzimy zawsze ostrożnie, bo co się podoba jednemu, innemu niekoniecznie. No ale moja córka jest już starsza, mniejszemu dziecku trudno to wytłumaczyć, nie używając słowa "niesprawiedliwe" ;)

      Usuń
    2. Mądra Kobieto! Dzięki Ci za ten wpis, bo uświadomiłaś mi, że może zbyt pochopnie oceniłam sytuację i swoimi podejrzeniami odebrałam jakiemuś dzieciakowi jego zasługi.. Biedna ta dziewczynka, o której piszesz. To musi być niezwykle frustrujące, bo ręce ma właściwie związane. I fakt, ciężko wytłumaczyć maluchom, co to znaczy subiektywny wybór jury. Długa droga przede mną :-)
      A co do udowadniania własnego talentu, gorąco polecam film pt. " Wielkie oczy". Okolice lat 50., San Francisco i Hawaje, świetna fabuła i genialna gra :-) Uściski!

      Usuń
    3. Przyznaję się uczciwie, że i ja nieraz w pierwszej chwili zbyt pochopnie oceniam, bo czasem po prostu niezmiernie trudno stwierdzić, które prace są zasługą talentu, a które rodziców. Dlatego przydałoby się zmienić jakoś formę uczestnictwa w takich konkursach, aby wszystko było jasne.
      A filmem mnie bardzo zaciekawiłaś, muszę go zaraz poszukać :))

      Usuń
  2. Pamiętam siebie w dzieciństwie, zawsze wszystko sama i sama. Mama nigdy nie postawiła nawet kreski, czy litery w moich pracach. Jakież było moje zdziwienie, gdy w pamiętniku koleżanki, do którego miałam się wpisać, zobaczyłam "wpis innej koleżanki" zrobiony z pewnością ręką osoby dorosłej. Widać to było z daleka, a ja poczułam się dosłownie oszukana i nie mogłam tego zrozumieć. Osobiście, stawiam na samodzielność i satysfakcję z własnej pracy. Jeśli praca była jakoś szczególnie ważna, to wcześniej omawiałam z synem temat, pomysły, zadawałam pytania. Jeśli wypadał blado, podpowiadałam i rozkręcał się. Decyzja w wyborze tematu i sama praca, zawsze była jego. Mogło się zdarzyć, że malując wielką kartkę pomogłam np. w kolorowaniu tła. Z czasem syn poczuł, jak to jest być z siebie dumnym i nawet gdybym chciała wtrącić swoje trzy grosze, to wolał wszystko sam i sam... Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry pomysł, by usiąść wspólnie, omówić temat, w razie potrzeby nakierować. U nas nie dało się tego zrobić, bo Anka sama wzięła się za pracę i już nie chciałam się jej wtrącać. Myślę jednak, że sporo się dzięki temu nauczyła. Pozdrawiam ciepło :-)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami nadopiekuńczość rodzica rozrasta się do wręcz monstrualnych rozmiarów. To jakiś lęk chyba, żeby dziecko nie przegrało, nie było smutne, czy nie czuło się gorsze od innych. Taka sytuacja skutkuje nieporadnością w dorosłym życiu i nieumiejętnością przegrywania. Przecież uczymy się na własnych doświadczeniach i porażkach. Jeśli mamy przez cały czas wszystko łatwo i prosto, usuwane wszystkie pyłki spod nóg, to jak poradzić sobie w dorosłym życiu, pełnym kłopotów i spraw do załatwienia, niekoniecznie miłych ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie od dziś wiadomo, że najlepszy jest złoty środek. Nie jestem za tym, by zostawiać dzieciaki same sobie, by zawsze same dźwigały ciężar odpowiedzialności. Jednak ich psychika jest delikatną konstrukcją. Ale to, o czym Ty piszesz, jest dla mnie nie do przyjęcia. W ten sposób można dzieciakom zafundować niezłą traumę na starcie w dorosłe życie. Najlepiej jest iść kilka kroków za dzieckiem, by w razie czego pomóc, podnieść, wyciągnąć rękę i nigdy nie wychodzić przed szereg. Pozdrawiam! :-)

      Usuń
  5. Super, ze od małego wprowadzasz Ankę w kreatywny, rekodzielniczy swiat, dajesz jej takie pole do popisu - to na pewno przyniesie pozytywne rezultaty w przyszlosci :)
    Co do konkursów, to często niestety są one bardzo niesprawiedliwe...
    Ja kiedys ze znajoma zrobilysmy koszyk z origami modulowego na konkurs dla mojego małego sąsiada, no i udalo sie wygrać... Ale to bylo troche nie fair, dzieki temu postowi spojrzałam na ten problem w inny sposob.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła historia z tym koszykiem. Nie wiedziałam, że taki łobuz z Ciebie ;-)
      Ankę w świat kreatywny wprowadzam, zachęcam ją, czasem odganiam (wstyd się przyznać) i generalnie staram się panować nad swoimi oczekiwaniami. To, że dla mnie ten świat jest ważny, wcale nie musi oznaczać, że i ona znajdzie tu dla siebie miejsce. Na razie chętnie angażuje się we wszelkie prace manualne, mówi, że też będzie ozdabiać, a nawet budować domy i balkony (!) ;-), ale chcę być gotowa na to, że któregoś dnia rzuci to wszystko w kąt, bo np. zechce się zająć rachunkowością, której nie cierpię, lub muzyką, której nie rozumiem.

      Usuń
  6. Daję tylko i wyłącznie wolną rękę. Raz mnie poniosło i namalowałam jedno drzewko w pracy mojego syna. Był oburzony :) Wole, żeby byli samodzielni, niż wygrywali za wszelką cenę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo dla syna! :-))) I dla Ciebie, bo ta postawa skądś się wzięła :-)

      Usuń
  7. I tak trzymaj! Od małego trzeba pokazywać dziecku coś nowego i nauczyć żeby w dążeniu do celu znalazło własna drogę. Kreatywność to podstawa:)

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi się w tej historii najbardziej spodobało, że Ania sama się zabrała za konkurs, szkoda tylko, że jej potem było smutno. Mam takie wspomnienia przykre z konkursu poetyckiego - ja żenujące rymy, moja przyjaciółka bardzo dojrzały wiersz upisała, raczej sama, choć może starsza siostra w tym maczała place? Koleżanka laury zdobyła - do tej pory czuję gorycz porażki, pewnie dlatego nie zostałam sławną poetką;) Ale tak serio, to porażka otwarła mi oczy na słabość mojej pracy i ograniczenia, jakie miałam. To też rozwój:) A co do twórczości panny Anny, to jeszcze przyjdzie czas, że nie będziesz mogła nastarczyć tych wszystkich produktów papierniczych niezbędnych do wykonania dzieła jej życia;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałaś może film "Whiplash"? Skojarzył mi się z Twoimi słowami o porażce, która uświadomiła Ci Twoje słabości i ograniczenia. "Whiplash" to właściwie thriller psychologiczny, w którym mistrz znęca się psychicznie nad swoimi podopiecznymi, będąc przekonanym, że tylko surowa krytyka jest w stanie zmusić człowieka do przekraczania granic i odkrywania swoich prawdziwych możliwości. Przez cały film miałam ochotę udusić tego "mistrza", ale jedno trzeba mu przyznać. Mądrze powiedział, że rzadko kiedy poklepanie po plecach przynosi jakikolwiek postęp i poprawę. Inna sprawa, jaki jest koszt braku takiego klepania. Temat do rozważań.
      A co do Twoich talentów, to nie wiem, jak tam się ma Twoja poezja, ale teksty na blogu piszesz świetne! I zdjęcia też masz piękne, serio serio :-)

      Usuń
  9. Myślę podobnie. Moje dziewczyny często przychodzą ze słowami "Mamo mamy konkurs - pomożesz mi?" I tu zaczyna się ta walka. Jak pomóc? Czy zrobić tak jak opisujesz te "doroślejsze" prace, czy podpowiedzieć, czy nic nie robić. Ja nie dokładam swoich rąk do dziecięcej inwencji. Raczej pomagam im znaleźć jakiś punkt zaczepienia, pomysł, a resztę robią same. Bo tak jak Ty wychodzę z założenia, że to samodzielna praca. Czasem są na mnie za to złe, czasem gdy im się powiedzie ich duma mogłaby góry przenosić.
    W klasie Natalki są dzieci, którym rodzice odrabiają lekcje. Moja córa oburzona, bo ja nigdy na to nie pozwalam. Usiądę, poczytamy, pomyślimy, ale nie odpuszczę i nie wyręczę. Może za twarda jestem, nie wiem. Myślę jednak, że wyręczanie nie nauczy naszych dzieci niczego dobrego. Wolę, by zrezygnowały z np. konkursu gdy go nie czują, niż żebym ja wykonała coś za nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że właśnie taka pomoc w znalezieniu punktu zaczepienia i omówienie pomysłów to dobra strategia. Postaram się ją w przyszłości wcielić w życie :-)
      Co do odrabiania lekcji, jeszcze nie jestem w stanie się wypowiedzieć, ale też uważam, że to sprawa ucznia. Nie, żebym w ogóle miała nie wspierać, ale ciężar odpowiedzialności powinien leżeć po stronie samego zainteresowanego. Mądrze i nawet nieco zaskakująco napisała o tym niedawno Joanna - Mama w Centrum :-)
      I nie martw się, na pewno nie jesteś za twarda, a dziewczyny jeszcze to docenią :-) Uściski!

      Usuń
  10. Mam trochę doświadczenia jeśli chodzi o zajęcia plastyczne z czterolatką;) Moja córcia uwielbia gdy coś robię, lubi podpatrywać, zadaje mnóstwo pytań, chce robić generalnie to co mama. ... Lubię robić razem z nią, choć wiem, że zbyt długo sobie nie podłubię;) Basia czasem prosi o pomoc, a czasem powie konkkretne "NIE"! Dlatego podpowiadam jej, ale to ona decyduje. Chwalę ją za zapał i zdolności plastyczne (a wiem, że je ma, bo generalnie dzieci w podstawówce czasem nie rysuja tak jak ona) ale kiedy robi coś niechlujnie to także delikatnie zwracam jej uwagę w stylu: chyba tym razem trochę się spieszyłaś itp. Ale każde dziecko jest inne, więc każdy musi znaleźć ten złoty środek. Wiem jedno : nie raz jest wylewanie żalu i flustracji, że coś jej nie wyszło;-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń