Kraków ma dla mnie magiczną moc. Zawsze mnie przyciągał, a
teraz sentyment do miasta jako takiego przeplata się z wiązanką
najczulszych wspomnień. Do Krakowa uciekałam już w dzieciństwie,
pokochałam go za lśniący bruk, baśniowe dorożki i tłum gołębi na rynku.
Nieco później zaczęłam jeździć tam na wakacje, razem z przyjaciółką z
dziecinnych lat zatrzymywałyśmy się u mojej prawie babci, słuchałyśmy
jej opowieści, zwiedzałyśmy miasto, kawiarenki, a wieczorem zwierzałyśmy
się sobie z największych sekretów. Kraków z czasów mojego liceum to
głównie jesień i teatry. Potem przyszedł czas na studia i wreszcie magię
tego miasta na wyciągnięcie ręki.
Jedną z moich ulubionych rozrywek w dzieciństwie było zaglądanie w rozświetlone okna domów, bloków i kamienic. Po latach zamiłowanie do tego obudziło się we mnie ze zdwojoną siłą - właśnie w Krakowie. Przemierzyłam tysiące kilometrów ulicami tego miasta i zawsze z taką samą ciekawością zaglądałam w okna jego mieszkańców. Interesowało mnie to z dwóch powodów - po pierwsze - lubiłam podglądać, jak żyją zwykli dorośli ludzie i jednocześnie marzyć o tym, że i mnie taka zwykła niezwykła codzienność czeka. Po drugie - od zawsze fascynowały mnie prawdziwe wnętrza, domy zwykłych ludzi, zarówno domy z historią, jak i te ubrane w przeciętne meblościanki. Miałam też to szczęście, że przez jakiś czas udzielałam korepetycji w domach uczniów. Wprost przepadałam za zajęciami na Kazimierzu! Wchodziłam do mieszkania i czułam, że przy stole oprócz ucznia i mnie siedzi kilka pokoleń wstecz. Ciężkie zasłony, rzeźbione szafy, wzorzyste dywany, cieniutka, już poobijana porcelana - wszystko to było przykryte delikatną pajęczyną wspomnień.
Cudaczne miejsca odwiedzałam
też w poszukiwaniu stancji. Podczas studiów miałam kilkanaście różnych
adresów, więc samych pokoi, które zwiedzałam w poszukiwaniu tego naj,
było chyba setki. Widziałam piękne piece kaflowe, misternie wykonane
antresole, czarne kocury, długie babcine włosy, ołtarzyki, sztuczne
kwiaty, łazienki urządzone w kuchni, za zasłonką.. wiele z tych miejsc
nie nadawało się do zamieszkania, ale klimat w nich panujący był
niezapomniany. Wiele bym dała za to, by jeszcze raz móc odwiedzić te
kamienice, pozwiedzać mieszkania, rzucić okiem na kawałek świata
zamknięty na klucz na Kazimierzu. Jedną z moich ulubionych rozrywek w dzieciństwie było zaglądanie w rozświetlone okna domów, bloków i kamienic. Po latach zamiłowanie do tego obudziło się we mnie ze zdwojoną siłą - właśnie w Krakowie. Przemierzyłam tysiące kilometrów ulicami tego miasta i zawsze z taką samą ciekawością zaglądałam w okna jego mieszkańców. Interesowało mnie to z dwóch powodów - po pierwsze - lubiłam podglądać, jak żyją zwykli dorośli ludzie i jednocześnie marzyć o tym, że i mnie taka zwykła niezwykła codzienność czeka. Po drugie - od zawsze fascynowały mnie prawdziwe wnętrza, domy zwykłych ludzi, zarówno domy z historią, jak i te ubrane w przeciętne meblościanki. Miałam też to szczęście, że przez jakiś czas udzielałam korepetycji w domach uczniów. Wprost przepadałam za zajęciami na Kazimierzu! Wchodziłam do mieszkania i czułam, że przy stole oprócz ucznia i mnie siedzi kilka pokoleń wstecz. Ciężkie zasłony, rzeźbione szafy, wzorzyste dywany, cieniutka, już poobijana porcelana - wszystko to było przykryte delikatną pajęczyną wspomnień.
Bardzo chciałam być takim
podglądaczem w miniony weekend. Niemal w każdą rocznicę ślubu jeździmy
ze Stasiem do Krakowa. Niemal zawsze jest wymarzona pogoda i niemal
zawsze jest tak romantycznie, że aż zęby bolą :-) Tym razem jednak
dopadł mnie paskudny wirus, który udowodnił, że jesteśmy ze sobą nie
tylko na dobre, ale też na złe. Romantyzm rozwiał w pył, podglądania
żadnego nie było, zdjęć też zbyt wiele nie ma. Co się udało? Śniadanie w
eleganckim hotelu, podczas którego wcinałam sucharki, krótki spacer
wśród złotych liści, wyprawa na starocie przy Grzegórzeckiej (choć ta
akurat miejscami była przygnębiająca) i powrót do naszej ukochanej
Lanckorony. Kilka ważnych rozmów, jedna istotna decyzja i czas spędzony
na nicnierobieniu. Kraków po raz kolejny udowodnił, że jest piękny w każdym wydaniu.
A Wy macie swoje
magiczne miejsca?
Mamy, mamy, ale nie tak blisko niestety.. Za to Kraków działa i działał - jezdzilysmy tam z przyjaciolka na wagary w ogolniaku np :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego Twojego miejsca. Dobrze jest takie mieć, nieważne jak daleko. Cieszę się, że Kraków niezawodny :-)
Usuń