Do niedawna poniewierały się na bazarowych kocach, w brudnych workach i wilgotnych kartonach. W każdej chwili mogły zostać przygniecione, podeptane, przemielone na brokat. Na szczęście wczoraj trafiły w dobre ręce. Już nic im nie grozi, już żadna się nie stłucze, każdą z nich czeka świetlana przyszłość na moich salonach. Tak, udało się, znalazłam moje bombeczki staruszeczki wczoraj na starociach. I ze zdumieniem spostrzegłam, że te błyskotki, które pamiętają moje, a być może i moich rodziców dzieciństwo, które swoją obecnością uświetniały te świąteczne chwile, leżą niedocenione w brudnych kartonach, pochowane po kątach, tak że z trudem udało się je dostrzec. Na szczęście miałam ze sobą posiłki, które wytężały wzrok i nie przegapiły żadnego stoiska. Dwie godziny targowania się, chwil zdumienia ("tych nawet pani nie pokazuję, bo te są już stare.."), miłego zaskoczenia (gdy zawiany pan sprzedał mi worek ślicznotek za całe 4 zł i dorzucił do tego świecznik), przepychanek przy kocyku (jednego pana musiałam przepędzić, niezdrowo interesował się bombkami szyszkami).. i udało się, cel osiągnięty, bańki uratowane, cała torba przywieziona do domu. I co tu teraz? Trzeba je będzie wszystkie odświeżyć, zedrzeć z nich te bure sznurki i tasiemki, podarować nowe, pachnące, na razie włożyć do pięknych pudełek, a za kilka tygodni zawiesić na drzewku lub przymocować do wianków. Będą cieszyć i serce, i oko. I nie jest mi nieswojo, gdy z takim uczuciem piszę o przedmiotach. Oczywiście nie w każde zakupy wkładam tyle serca, aczkolwiek lubię piękne przedmioty, a ich zdobywanie, tworzenie i posiadanie daje mi mnóstwo radości. Bombki są jednak specjalne, marzyłam o nich od dawna i mocno wierzę w to, że każda z nich ma swoją historię. Być może przyozdabiały czyjeś pierwsze drzewko, zostały podarowane przez ważną osobę, coś symbolizowały, do kogoś się uśmiechały, czyjeś ręce włożyły dużo pracy w ich pomalowanie.. Ktoś powie, że to tanie i sentymentalne. Możliwe. Ale jestem dorosła i mi wolno :-) więc cieszę się jak dzieciak, co chwila biorę do rąk te staruszeczki i uwierzyć nie mogę, że jeszcze wczoraj rano ich nie było. W biegu zrobiłam kilka zdjęć, natomiast prezentacja w prawdziwie świątecznej oprawie pojawi się w stosownym czasie.
PS. Gdyby ktoś chciał odpowiedzieć na mój apel z poprzedniego wpisu, to tak, chętnie przygarnę/zakupię/dam coś w zamian za kolejne przywiędłe ślicznotki :-)
Argh, że też nie pojechałam !
OdpowiedzUsuńAlbo i dobrze, bo bym tam z Tobą walczyła o te bombki :)
A może wykazałbym się dobrym sercem, że skoro mam moje w domu, to miej i Ty (ale moich nie oddam, nie, nie, wybacz)
Nic straconego, za miesiąc też są starocie! Ciekawa jestem Twoich staruszeczek.. rodowe, czy zdobyte na szabrach? :-) Nie mam złudzeń, na prezenty nie liczę, ale chętnie pooglądam - pokażesz kiedyś u siebie? :-) Pozdrawiam!
UsuńRodowe, od pokoleń :D
UsuńI pewnie w okolicy Świąt pokaże, jeśli się będę dzieliła "w moim domu". A pewnie będę... jak się znam :)
Czekam zatem niecierpliwie :-)
UsuńŁezka się w oku kręci ;) śliczne są :)
OdpowiedzUsuńMoja Mama też wyrzuciła te stare... ale jeszcze wtedy nie miałam takiego sentymentu do staroci, bo bym jej zabroniła ;) a tak sama z chęcią bym przygarnęła - więc nie pomogę hehe ;)
Znam ten ból.. tyle uroczych gratów wyleciało na śmietnik, bo sentyment się w porę nie obudził. Cóż, pozostaje tylko wyciągać wnioski na przyszłość :-) A pod Twoim niebem nie ma takich ślicznotek? Mi się wydawało, że w Twoich klamociarniach są wszystkie cuda tego świata :-)
UsuńPiekne :) u nas też są takie bazary i czasem można upolować piękne rzeczy.Zastanawiam się nawet czy Ci co to sprzedają znają wartość co niektórych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMam szczęście w sumie patrząc na Twoje cudeńka ,bo kilka lat temu dostałam od sąsiadki pudełko z takimi oto właśnie dziełami.
Traktuję je ,jak to się mówi,z namaszczeniem.Sentyment może ,czy jak.Pozdrawiam
Sąsiadka nie ma czasem drugiego pudełka? :-)
UsuńCzęsto odnoszę wrażenie, że sprzedawcy nie wiedzą, co mają. Czasem z korzyścią dla kupujących, czasem nie. W sobotę koleżanka polowała na błękitny wazonik - taki najzwyklejszy w świecie, byle by był ładny. Tego dnia jednak wszyscy na głowę poupadali, bo ceny zaczynały się od stówy wzwyż. I tylko jakimś cudem udało się upolować 3 maleństwa za dychę (w sumie) :-)