8.08.2014

Jadą goście

Wkrótce urodziny. Moje. I związana z tym rocznica bloga, ale o blogu innym razem. Przede mną kilka dni miłych spotkań. Nadrabiam braki z dzieciństwa, kiedy to często przeprowadzałam się z rodzicami i przez pewien okres nie miałam nawet szansy nawiązać głębszych więzi z dzieciakami z podwórka. Do tego urodziny wypadające w samym środku lata, kiedy, wiadomo, wszyscy na koloniach, u ciotek za miastem, u babć na głuchej wsi. Nie dało rady choć cukierków rozdać w klasie. Czyli gromadnego świętowania raczej nie było. 

Nie przypominam sobie, bym specjalnie za takimi imprezami tęskniła. Nie lubiłam robić szumu wokół siebie. Ale to się zmieniło wraz z nadejściem Anki. Pomijam już kwestię wzrastającej świadomości i pogody ducha, która przychodzi wraz z wiekiem, udanym związkiem i spełnieniem. Oczywistym jest, że Anka na tort zasługuje, a skoro ona, to tym bardziej ja. Pisałam o tym już rok temu tutaj

I tak samo robienie tortów zaczęło mi sprawiać przyjemność, bo niemożliwe stało się możliwym, a ja polubiłam spotkania przez chwilę ze mną w roli głównej. To urocze zamieszanie, kiedy stoję nad kuchenką i mieszam, wącham, miksuję. Wszystko z myślą o moich uroczych gościach i celebrowaniu własnego święta. Krzątam się zatem od wczoraj, zastanawiam, co nowego wypróbować i jak ugościć moich bliskich. 

Pierwsi przybywają dziś. Garsteczka przyjaciół z dzieciakami. Młodzież obejrzy wieczorem bajkę i pójdzie spać, a my będziemy świętować od kolacji aż do długiego śniadania.. Bardzo lubię takie niespieszne spotkania w wąskim gronie, gdzie można szczerze porozmawiać i szczerze się pośmiać, zwierzyć się lub życzliwie wbić złośliwą szpilę i nigdy nie chować urazy. 

Potem przybędą równie ważni bliscy z Krakowa. I znów będziemy biesiadować. W poniedziałek jadę po Ciocię Babcię Staruszeczkę, która będzie u nas bawić niemal cały tydzień. W międzyczasie przybywa moja przyjaciółka z dawnych lat.. Roi się od tych bratnich dusz i jest mi z tym cudownie. Jest ich w sam raz, nie za dużo, nie za mało. Jeszcze dajemy radę o każdego zadbać, choć za niektórymi z racji odległości tęsknimy bardziej.

A do czego piję? Wczoraj przed snem zajrzałam na blog Polki, która pisała o niezapowiedzianych gościach. Zjawisko zanika, to fakt. Gdyby było nagminne, pewnie byłoby uciążliwe. Ale tęsknię za wpadaniem do bliskich bez zapowiedzi. Za tym otwartym sercem i gotowością przyjęcia gości, nawet gdy zawartość lodówki mało imprezowa. Albo za serdecznym uściskiem, dobrym słowem i herbatą wypitą w biegu, bo to przecież nie muszą być wielogodzinne nasiadówki. 

Bez zapowiedzi nie wpadamy. Ale zdarza nam się zrobić telefon na krótko przed. Zdarza mi/nam się wpraszać na herbatę lub przyjechać w gości w piżamach. I bez ogródek poprosić o kanapkę z serem :-) Wracając z garażu przyprowadzamy znajomych z osiedla, jemy lody w progu kamienicy, i po chwili każdy wraca do swoich spraw. 

Ale za rzadko, za mało mi tego. I doprawdy nie wydaje mi się, by dzisiejsza rzeczywistość uniemożliwiała takie niespodzianki. To raczej nasze nastawienie, tyle atrakcji zaplanowanych na weekend, tyle zadań do wykonania, że nie ma miejsca na nieplanowane punkty programu. I ja się na to nie godzę. Trudno, niech będą brudne podłogi, i niech gość skoczy ze mną po bułki na śniadanie. Ale niech będzie. Zróbmy razem coś prostego, możemy rysować z dzieciakami, ugotować wspólnie obiad, posiedzieć razem w ładzie lub bałaganie.

Męczy mnie to umawianie się z wielotygodniowym wyprzedzeniem, ale je akceptuję, bo są sytuacje i odległości, których inaczej nie da się ogarnąć. Ale ogłaszam Wam, moi bliscy, że moje drzwi są dla Was szeroko otwarte. Możecie wpadać bez zapowiedzi. W najgorszym wypadku pocałujecie klamkę albo spędzicie z nami tylko 5 minut, bo może akurat będziemy jechać na obiad do rodziców. Ale przecież często jesteśmy w domu i robimy rzeczy, którymi fajnie się dzielić. Więc jest duża szansa, że będziecie krzątać się z nami w kuchni, lepić ślimaki z plasteliny, oglądać film lub podlewać kwiaty w ogródku. Prawda, że miło? :-) 

Wrzucam parę zdjęć, które zrobiłam dziś między garami i lecę działać dalej :-) Pozdrawiam zrelaksowana, radośnie i weekendowo :-) 



11 komentarzy:

  1. po 1 to sto lat dla ciebie :) po 2 .. znam takie miejsce gdzie sie ludzie nei zapowiadaja... dom po dziadku gdzie teraz moja mama pomieszkuje.. tam nadal jest to normą.. ze sąsiad przechodzi obok i wpada na herbatkę ;) .. ale wiesz co .. z moich obserwacji zalezy to tez od domowników.. moja babcia.. (mama mamy) zawsze miała dom pełen ludzi.. moja mama też.. i taki tez prowadzi dalej w domu po babci .. i tak wszyscy wiedzą...ze moga wpasc nie zapowiedzeni i kazdy na ich widok sie ucieszy i nie powie ze nie ma czasu bo cos tam :) bo mimo ze sasiedzi wpadaja do domu may bez zapowiedzenia..to do sąsiadów juz sie tak specjalnie nie wpada... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za życzenia :-) I cieszę się, że piszesz o takim otwartym domu - jak to dobrze, że takie miejsca jeszcze są :-) Trzeba pielęgnować tradycje rodzinne i dbać o więzi z mniej/bardziej bliskimi w taki zwykły, niewymuszony sposób. Pozdrawiam ciepło :-)

      Usuń
  2. sto latek!
    do mnie tam nie raz wpadają niezapowiedziani goście ... baaaa czasem z łóżka ściągają z rana :D
    ale faktem jest to że i coraz częściej trzeba się umawiać ... przygotowywać... i nie wiem co jeszcze ...

    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :-)
      A ściągania z łóżka autentycznie zazdroszczę! Brzmi to może strasznie, bo często o niczym innym nie marzę, jak o tym, by pospać dłużej niż do 6., ale taka miła wizyta z samego rana to jest coś :-) Życzę jak najwięcej miłych, niezobowiązujących spotkań, i niekoniecznie tylko bladym świtem :-)

      Usuń
  3. Wszystkiego naj naj naj!
    Gwiazdki z nieba, dżina w butelce i złotej rybki :)
    A z tymi gośćmi masz rację! Teraz tak trudno o spontaniczność i otwartość... dawniej ludzie nie mieli z tym problemu,
    nie zamykali drzwi na cztery spusty...
    Teraz każdy się chowa w swoim małym świecie - a szkoda bo człowiek jest przecież zwierzęciem stadnym :)

    Miłego stadnego biesiadowania ;)
    Uściski serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :-) bardzo dziękuję za odwiedziny i życzenia, jest mi niezmiernie miło :-)
      Fakt, o spontaniczność trudno, ale gdy czytam komentarze czy relacje na innych blogach, to okazuje się, że stare zwyczaje jeszcze nie umarły. I z pewnością mniej jest takich niezapowiedzianych wizyt, ale całe szczęście się zdarzają. Ja mam szczery zamiar nawiedzać moich bliskich zdecydowanie częściej, choćby na kilkuminutową pogawędkę przy wodzie z cytryną :-)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  4. 100 latek kochana, wszystkiego najlepszego. Zdjęcia zrobiłaś piękne i to co na nich też na pewno pychotka (na tych ostatnich zdjęciach to zapewne tarta-wygląda cudnie:-) )
    Życzę Ci miłych chwil spędzonych w gronie najbliższych, a zapowiada się bardzo ciekawie i przyjemnie:-)
    A tak na marginesie to nie wiem czy już Ci tego nie pisałam ale Twoje posty tak świetnie się czyta, jak takie lekkie opowiadanie z nutką psychologii-bez dwóch zdań masz talent:-) Szkoda, że tak daleko mieszkamy od siebie, bo chętnie bym wpadła do Ciebie na przedpołudniową herbatkę:-) :-) :-)
    Pozdrawiam gorąco Kasia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu droga, pięknie Ci dziękuję za życzenia i te wszystkie miłe słowa :-) Cieszę się, że dzięki blogowi udaje mi się nawiązać takie miłe wirtualne znajomości :-)
      Co do tarty i innych frykasów, przyznam nieskromnie, że wszystko wyszło cudnie, choć absolutnie każdy jeden przepis wypróbowałam po raz pierwszy :-) I bardzo Ci dziękuję za Twoje słowa odnośnie mojego pisania. Lubię pisać i jest mi bardzo miło, że ktoś znajduje przyjemność w tego czytaniu :-)
      A co do spotkania, to wiesz.. może mało spontanicznie, ale coś się da zorganizować! :-)
      Ściskam mocno!

      Usuń
  5. o rety, rety, jak pięknie to wszystko napisałaś (wycztuję Cię z każdego słowa, które piszesz i myślę sobie - tak Cię odbieram, jako niezwykle otwartą i ciepłą osobę (zero wyrachowania, bezinteresowność i w ogóle. To Twoje przyzwolenie na niezapowiedziane wizyty stęsknionych tylko to potwierdza) - super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dziękuję za tak miłe słowa! :-) O bezinteresowności to ja bym tu nie pisała.. ci wszyscy goście działają niczym balsam na mą zbolałą duszę, więc z premedytacją ich do siebie zapraszam ;-)

      Usuń
  6. Prawda! W sumie jakoś nie zwróciłam na to uwagi... kiedyś częściej wpadało się do kogoś bez zapowiedzi. Ludzie potrafili cieszyć się swoją obecnością bez przejmowania się takimi rzeczami, jak nieodkrzuone mieszkanie czy brak jedzenia, tak jak piszesz. A teraz? Wszyscy się gdzieś spieszą, a jak nagle ktoś ma wpaść, to jest panika, że nie ma jedzenia, że mieszkanie nieposprzątane...

    OdpowiedzUsuń