Czy dla Was również rodzicielstwo jest okazją do spełniania
marzeń z własnego dzieciństwa? Odkąd jestem mamą, moja pamięć przywołuje
coraz więcej obrazów z dawnych lat, przypominam sobie, co czułam, w co
lubiłam się bawić, co podobało mi się u dorosłych, a czego szczerze
nienawidziłam.. przypominają mi się też moje pragnienia. Pamiętam, że
chciałam mieć dołeczki w policzkach. I pamiętnik pełen wpisów, co było
trudne, bo często się przeprowadzaliśmy. I zapewne jak większość
dzieciaków marzyłam o bajecznej kryjówce, miejscu, w którym mogłabym się
schować przed całym światem. W moim przypadku był to niewielki
drewniany domek z białymi firankami i małymi mebelkami, najlepiej
schowany wysoko na drzewie. Oczyma wyobraźni widziałam, jak czytam tam
godzinami książki lub bawię się w dom z koleżankami z podwórka. Myślę,
że umarłabym ze szczęścia, gdybym posiadła taki domek na własność. Teraz
zdałam sobie sprawę z tego, że chyba nigdy nie wypowiedziałam na głos
tego życzenia. Domek nie powstał, ale razem z moim bratem i tatą
wybudowaliśmy niejeden szałas na skraju lasu. Gdy pogoda nie dopisywała,
wyciągaliśmy z tapczanów wszystkie kołdry, koce i budowaliśmy z nich i z
krzeseł tunele. Zabawa była przednia!
Ponieważ dzisiejsza
rzeczywistość oferuje nam dużo więcej możliwości niż X lat temu naszym
rodzicom, staram się z tego korzystać i świadomie budować dzieciństwo
Ani, pomagać tworzyć jej cudną teraźniejszość i bajeczne wspomnienia.
Inna sprawa, że muszę się pilnować, by jej nie zagłaskać, by nie
odczytywać wszystkich życzeń i pragnień.. najgorsze, co mogłabym zrobić,
to dać jej tyle, by już nie była w stanie się niczym cieszyć. Dlatego
samych zabawek i atrakcji od wielkiego dzwonu w życiu Ani jest niewiele.
Jest za to miejsce na przytulanki i łaskotki, spacery w słońcu i w
deszczu, wspólne kucharzenie, malowanie paznokci, dłubanie pod maską
samochodu. I przede wszystkim czas na rozmowy. Oraz dużo miłości i
szacunku. Czyli dużo wszystkiego, co nieuchwytne..
Jednak
dzieciństwo ma swoje prawa i miejsce na zwykłe przyjemności też musi
być. Stąd, gdy kilka dni temu Ania wyciągnęła koce i zaczęła z nich
układać norkę dla siebie, ujrzałam w niej siebie sprzed lat. I
postanowiłam zbudować dla niej namiot. Swego czasu przejrzałam setki
zdjęć na Pintereście, ale ostatecznie zdałam się na swój własny pomysł z
wykorzystaniem tego, co akurat miałam pod ręką. Kilka brakujących
elementów dokupiłam, uśmiechnęła się do męża, by wykonał niewielkie prace
stolarskie, szastu prastu i voila :-) Jak Wam się podoba?
Dziewczęca wersja Indiana! ;-) Hihi jednak miałam nosa z tą kryjówką! :) MS
OdpowiedzUsuńJak dla mnie super!!! no uwielbiam takie namiociki :> (światełek mi brakuje hehehe ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
D.
Witaj, bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś :-) namiot jeszcze czeka na swój wielki dzień - mi też światełka chodzą po głowie. Kiedyś się ich doczeka i wtedy zrobię sesję z prawdziwego zdarzenia. Obiecuję podzielić się efektami :-)
UsuńPozdrawiam ciepło! :-)