Uff, udało się! Poddałam się szaleństwu dziewczyn z Addicted To Crafts, stanęłam na rzęsach i w ostatniej chwili "uplotłam" swój wianek. Stawanie na rzęsach było konieczne, bo wiankowanie zostawiłam sobie na ostatnią chwilę. Między kolację Ani a prace artystyczne wcisnęłam jeszcze aerobik i już wiem, że to nie był dobry pomysł. Moją delikatną panią Karolinę zupełnie niechcący zamieniłam na brutalnego fitnessmena, który nie dość, że wprawiał mnie w zakłopotanie (w pewnych kręgach facetów nie toleruję - tak samo jak nie trawię fryzjera, który jest bardziej zadbany ode mnie, tak i nie czuję się komfortowo na zajęciach u pana, który zgrabniej ode mnie kręci biodrami), to jeszcze wycisnął ze mnie siódme poty. Na szczęście mimo to nastrój wiankowy mi nie minął, trzymał się mnie mocno od weekendu, który to spędziliśmy w cudnym domu niezwykle ciepłych ludzi.. W niedzielny poranek poszliśmy na spacer do lasu, wróciliśmy z koszem pełnych wrzosów i już wiedziałam, że to będzie mój pomysł na wiankowanie. Wraz z efektem końcowym w kuchni powstał twórczy nieład i muszę przyznać, droga Asiu, że jakby nie patrzeć, to sprzątać trzeba - jeśli nie bałagan, który znajduje się w kadrze, to skutki uboczne pracy twórczej :-) Wrzucam kilka zdjęć, obrazując Wam tym samym moje zmagania ze światłem (a właściwie jego brakiem) i zmykam zbierać siły na jutro. Dobrej nocy Wam życzę.
23.09.2013
Cuda wianki
Uff, udało się! Poddałam się szaleństwu dziewczyn z Addicted To Crafts, stanęłam na rzęsach i w ostatniej chwili "uplotłam" swój wianek. Stawanie na rzęsach było konieczne, bo wiankowanie zostawiłam sobie na ostatnią chwilę. Między kolację Ani a prace artystyczne wcisnęłam jeszcze aerobik i już wiem, że to nie był dobry pomysł. Moją delikatną panią Karolinę zupełnie niechcący zamieniłam na brutalnego fitnessmena, który nie dość, że wprawiał mnie w zakłopotanie (w pewnych kręgach facetów nie toleruję - tak samo jak nie trawię fryzjera, który jest bardziej zadbany ode mnie, tak i nie czuję się komfortowo na zajęciach u pana, który zgrabniej ode mnie kręci biodrami), to jeszcze wycisnął ze mnie siódme poty. Na szczęście mimo to nastrój wiankowy mi nie minął, trzymał się mnie mocno od weekendu, który to spędziliśmy w cudnym domu niezwykle ciepłych ludzi.. W niedzielny poranek poszliśmy na spacer do lasu, wróciliśmy z koszem pełnych wrzosów i już wiedziałam, że to będzie mój pomysł na wiankowanie. Wraz z efektem końcowym w kuchni powstał twórczy nieład i muszę przyznać, droga Asiu, że jakby nie patrzeć, to sprzątać trzeba - jeśli nie bałagan, który znajduje się w kadrze, to skutki uboczne pracy twórczej :-) Wrzucam kilka zdjęć, obrazując Wam tym samym moje zmagania ze światłem (a właściwie jego brakiem) i zmykam zbierać siły na jutro. Dobrej nocy Wam życzę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Eee... nie trzeba:)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojej organizacji czasu i jego wyczucia. Musisz mieć wspaniałą kondycję i stalowe nerwy:)
Wianek cudo. Piękna koronka!
Dziękuję za miłe słowa:-) wianek niemal w stu procentach wykonany z tego, co było pod ręką - jedynie wrzosy nie były pełną improwizacją, bo przygotowałam je sobie dzień wcześniej. I przyznam, że ja też jestem pod wrażeniem, że mi się udało :-) Fajna ta Wasza inicjatywa - niecierpliwie czekam na wyniki!
Usuńniebanalny i uroczy! zapraszam do mnie na candy:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :-) i już do Ciebie zaglądam. Pozdrawiam! :)
Usuńwianek jest przeuroczy :) myślę, że to sprawka tej koronkowej tasiemki, a wrzos stanowi idealne uzupełnienie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę miłego weekendu ;)
Witaj :-) zauważyłam na Twoim blogu, że Ty również postawiłaś na wrzosy - pięknie Ci wyszło :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń